piątek, 20 stycznia 2017

- 16 -

     Siódmego dnia igrzysk, Clarisse budzi wystrzał z armaty.
     Ktoś zginął, to jej pierwsza myśl zaraz po otwarciu oczu.
     Nerwowo rozgląda się po grocie. Obok niej nie ma Chestera są tylko dwa wilki. Wystraszona uwalnia się z materiału śpiwora i biegnie ku wyjściu jaskini. Chce jak najszybciej znaleźć przyjaciela.
     Jeżeli jeszcze żyje, mówi cichy głos w jej głowie.
     Bierze głęboki wdech, ale zaraz go wypuszcza, bo wpada na czyjeś ciało. Odbija się od niego przez co stawia dwa kroki w tył. Gotowa do walki sięga po nóż przy pasie, ale jego tam nie ma. Już ma zamiar biec do jednego z plecaków, gdy silna ręka chwyta jej ramię, Zaczyna się wyrywać.
     - Clarisse, to tylko ja - dobiega ją spokojny głos.
     Od razu patrzy na twarz potencjalnego przeciwnika i wzdycha z ulgą. 
     To tylko Chester, obejmuje jego ciało wtulając się w nie.
     - Co się stało? Wiesz kto zginął? - pyta gorączkowo, kiedy idą do rozłożonego śpiwora.
     - Usłyszałem jakiś dźwięk, poszedłem to sprawdzić - tłumaczy pociągając dziewczynkę za rękę, żeby usiadła obok niego na materiale. - Zobaczyłem zawodowców. Nie zauważyli mnie, ale z pewnością kogoś gonili. Nie jestem pewien kogo. Oprócz nas i ich została jeszcze dziewczynka z Trójki i Jedenastki. Biegli za którąś z nich i w końcu ja dopadli.
     Clarisse przełknęła ciężko ślinę, oblizuje suche usta. Czuje jak dłonie zaczynają jej się pocić. Zostało ich już siedmiu, a w tym tylko jeden, który wróci do domu.
     Dom, szepcze jej podświadomość.
     Nie chce teraz o tym myśleć. Musi skupić się na teraźniejszości. Jeżeli chce wrócić do Dwunastki musi przeżyć w tej chorej grze. jednak oznacza to także śmierć Chestera. Byłaby zdolna go zabić, gdyby zostali we dwójkę? Oczywistym jest faktem, że pokona ją bez trudu. Jest starszy i silniejszy. Nie ma przy nim żadnych szans. Ale czy ktokolwiek w całym Panem podejrzewał, że dwunastolatka z Dwunastego Dystryktu dożyje do finałowej ósemki? No właśnie, nikt. A jednak jej się udało.
     - Nad czym tak myślisz? - głos przyjaciela wyrywa ją z natłoku myśli.
     - Co? - pyta jakby odruchowo, ale ona naprawdę nie słyszała pytania.
     - Pytałem, nad czym tak myślisz - uśmiecha się do niej ciepło.
     - O tym wszystkim. O domie, igrzyskach, rodzinie - w jej oczach zbierają się łzy, a głos załamuje. - Chester, ja... Ja nie chcę umrzeć. Boję się tego.
     - Ciii, będzie w porządku - obejmuje ją ramieniem, całuje w czoło wciąż szepcząc uspakajające słowa
     - Obiecaj - przełyka ślinę odsuwając się od niego. - Obiecaj, że jeśli zawodowcy nas złapią to mnie zabijesz.
     - Cli...
     - Nie, Chester - przerywa mu szybko. - Obiecaj, że mnie zabijesz. Ja... Ja nie chcę umierać z ich rąk. Każdego tylko nie z ich. Obiecaj mi to. Obiecaj, proszę.
     Chłopak patrzy na nią z przejęciem na twarzy. Nigdy nie podejrzewałby, że dwunastoletnia dziewczynka poprosi go kiedykolwiek, żeby ją zabił. Jego oddech jest płytki. Patrzy w niebieskie oczy Clarisse, które są pełne smutku, strachu i bólu. Chciałby zabrać od niej te wszystkie negatywne uczucia, wszystkie złe wspomnienia. Jest za delikatna, żeby nosić to na swoich barkach. Jest zbyt młoda na to, co przeżyła.
     Bierze głęboki wdech zanim odpowiada.
     - Dobrze. Zrobię to, ale tylko wtedy, gdy nas złapią. Tylko i wyłącznie wtedy.
     Przyciąga ją ponownie do siebie i całuje we włosy. Żadne z nich nie wie ile czasu spędzają w tej pozycji. Z pewnością trwałoby to dłużej gdyby nie burczenie dobiegające z brzucha Clarisse. Żadne z nich nie wie dlaczego, ale śmieją się cicho z tego. Chester wyciąga z jednego plecaka resztę upieczonego mięsa, zebrane owoce i butelki z wodą. Wspólnie jedzą śniadanie, a chłopak robi wszystko, żeby Clarisse zapomniała o przykrych wydarzeniach oraz koszmarze. Nawet nie zauważają jak pozostała dwójka zmieszańców wchodzi do jaskini z martwymi zwierzakami w pyskach. Rozdzielają swoje zdobycze na trzech i jedzą. 
     - Wczoraj nie wyszliśmy z jaskini. Woda nam się kończy, z owoców została nam garść, a resztę mięsa właśnie zjedliśmy - Chester zaczyna wyliczać na palcach, kiedy kończą posiłek. - Musimy uzupełnić zapasy.
     - Wiem - dziewczynka wyciera usta wierzchem dłoni. - Zaczyna robić się niebezpieczniej niż na początku.
     - Idę sam. Zostajesz z wilkami - mówi pewnym głosem chłopak.
     Zwierzęta na wzmiankę o sobie podnoszą pyski i zaczynają przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół.
     - Nie! Nie ma mowy! Nidzie nie idziesz w pojedynkę! - zaprzecza podniesionym głosem. - Jesteśmy drużyną. Idziemy razem, koniec.
     Chłopak jest zdziwiony pewnym głosem przyjaciółki. Z poważnym wyrazem twarzy wygląda na starszą. Nigdy wcześniej nie widział u niej tej miny ani zawziętości. To było dla niego, jak z pewnością dla wszystkich widzów, czymś nowym. Odkąd pamiętał Clarisse niemal zawsze była uśmiechnięta i próbowała poprawić humor innym.
     - Zgoda. Bierzemy co trzeba. Powinniśmy iść teraz, kiedy jesteśmy najedzeni i pełni sił. Musimy być przygotowani na atak z zaskoczenia - Chester zaczyna pakować potrzebne rzeczy do jednego z plecaków. 
     Dziewczynka przez chwilę wpatruje się w niego tępym wzrokiem. Potrząsa głową i zbiera się do przepakowywania ich dobytku. Do dwóch plecaków, które zabiorą ze sobą pakuje po butelce wody oraz resztę owoców. Resztą przedmiotów dzielą się, a te, które będą dla nich jedynie ciężarem, zostawiają wraz ze śpiworem w ciemnym koncie jaskini. wstają i wychodzą za wilkami, które chwilę temu upewniły się, że nikogo nie ma w najbliższej okolicy. 
     Idą ramie w ramię, a zmiechy pilnują ich w odległości kilku metrów. Nadal musza pamiętać, że igrzyska dostarczają rozrywki mieszkańcom Kapitolu. Ogląda ich, obstawiając na faworytów i bawią się oglądając mordujące się dzieciaki. Clarisse dopiero teraz zaczyna się zastanawiać jak bardzo organizatorzy muzą być wkurzeni. W końcu w pewnym sensie oswoiła ich maszyny do zabijania. Jakimś cudem udało jej się dotrzeć do łask genetycznie zmutowanych zwierząt. Teraz, gdy  tym myśli dochodzi do wniosku, że jest to coś niesamowitego. Jest niemal pewna, że w telewizorach nie pojawiają się sceny, gdy zmieszy są tuż obok niej. Przecież popsułoby to ich reputację krwiożerczych zwierząt.
     Przez swoje zamyślenie nawet nie zauważyła, że doszli do pierwszej pułapki jaką rozstawiła. Chester wyciąga z niej martwego królika i przywiązuje go kawałkiem sznura do pasa. w tym czasie dziewczynka zajmuje się aktywowaniem pułapki na nowo. Uzgadniają, że przyrządza zwierzynę dopiero, gdy sprawdzą drugą pułapkę. Mijają godziny, kiedy zbliżają się do strumienia. 
     - Idź po wodę i nazbieraj trochę owoców. Ja zajmę się mięsem - Chester kuca przy pułapce z martwą zwierzyną.
     - Nie powinniśmy się rozdzielać - Clarisse zaciska szczękę ze zdenerwowania.
     - Tak będzie szybciej. Im szybciej skończymy, tym szybciej wrócimy do jaskini - chłopak obdarowuje ją szybkim spojrzeniem. - Weź wilki. Poradzę sobie.
     Dziewczynka patrzy na niego nie ufnie przez kilka długich sekund. Nie jest pewna co do tego planu. Nie podoba jej się pomysł z rozdzielaniem się. Powinni trzymać się razem. Przez chwilę w jej głowie pojawia się myśl, że coś może byś nie tak, ale szybko ją od siebie odpycha.
     - Okej - wzdycha w końcu. - Ale jeden z wilków zostaje z tobą.
     Szuka wzrokiem ogromnych zwierząt, a kiedy je się udaje, patrzy na nie z niemą prośbą. To prawie tak jakby mówiła: Niech jeden ma na niego oko. Proszę. Unosi brwi, gdy zmieszańce potakują łbami, ale po chwili kąciki ust same jej się podnoszą.
     - Spotykamy się za jakąś godzinę, góra dwie - Clarisse uśmiecha się do przyjaciela z nutą smutku całując go w policzek i zaczyna iść w stronę strumienia.
     - Poczeka - natychmiast odwraca się do głosu za plecami. Chłopak błyskawicznie do niej podchodzi. - Będzie dobrze, pamiętaj o tym. Obiecaj mi, że cokolwiek by się zdarzyło, przeżyjesz. Przeżyjesz w tej chorej grze. Musisz przeżyć. Nie masz pojęcia jaka jesteś ważna, nie tylko dla mnie. Musisz żyć. Musisz żyć, żeby inni mogli przeżyć.
     Chester obejmuje ramionami drobne ciało zaskoczonej dziewczynki. Wie, że powinna coś powiedzieć. Że powinna obiecać, ale jest zbyt zszokowana. Nie spodziewała się żadnego słowa wypowiedzianego przez niego. Jej mózg dopiero po chwili zaczął skanować słowa, które wypłynęły z ust przyjaciela. Co oznacza, że jest ważna? Dlaczego ona musi żyć, żeby inni też żyli? Jaki ma to sens? Czy jest to powiązane ze słowami jego ojca? Czy to wszystko łączy się w jedną całość? Jeżeli tak, to ona z tego kompletnie nic nie rozumie.
     Chce mu zadać te wszystkie pytania, ale coś ją powstrzymuje. A konkretniej fakt, że nie są sami. Arena jest naszpikowana nie tylko różnymi pułapkami, ale także kamerami z podsłuchami. Zamiast tego wypowiada tylko jedno, krótkie zdanie, gdy jej ręce mocniej ściskają pas przyjaciela. 
     - Obiecuję.
     Chester całuje ją w czoło i przez kilka sekund opiera o niej swój policzek drapiąc krótkim zarostem. Zaraz potem puszcza ją odciągając na długość swoich rąk i uśmiecha się do niej przyjacielsko, ale gdzieś w tym uśmiechu jest ukryty smutek. Clarisse odwzajemnia gest, ale wychodzi bardziej jak grymas bólu. Poklepuje delikatnie jego szorstką dłoń przekrzywiając nieco głowę.
     - Do zobaczenia - szepcze.
     Z ust chłopaka wypływają te same słowa tym samym tonem.
     Dziewczynka obraca się i rusza w stronę źródła wody, które znalazła. Za nią w kilkumetrowej odległości, choć bliżej niż zwykle, idzie dwójka wilków. Brązowy, największy z nich, i szary. Przełyka ślinę i obraca głowę w stronę przyjaciela z zamiarem pomachania mu ręką, ale nie robi tego. Chester na powrót kucnął przy pułapce. Wzdycha i nieco przyśpiesza by poruszać się swoim ulubionym tempem.
     Idzie równo, żeby zminimalizować niepotrzebne zmęczenie. Musi byś silna, gdyby natrafiła na innego trybuta lub wymyślną pułapkę. Już zapomniała jak to jest poruszać się samej po lesie. Od kilku dni towarzyszy jej Chester, który do tej pory dotrzymywał jej towarzystwa. Teraz im dalej oddala się od niego, tym bardzie ma wrażenie, że jest to koszmarny pomysł. Boi się. Nie chce by któreś z nich umarło. Nie chce zginął z rąk zawodowców lub drzew-zabójców albo jeszcze gorszej pułapki organizatorów. Rok w rok Strażnicy Pokoju wyciągają wszystkich na główny plac i wręcz zmuszają do oglądania igrzysk. Nawet, gdy leje nie można iść do domu. Trzeba oglądać jak dzieciaki walczą o życie. Clarisse zawsze bała się, kiedy kamera dawała zbliżenie na twarze zawodowców. Może nie przerażał ja ich wygląd, bo zdecydowana większość z nich wprost grzeszyła urodą, ale wyraz ich twarzy. Bała się tych zadowolonych z siebie uśmiechów, zaschniętej lub świeżej krwi ofiar, ale najbardziej drżała przed oczami pełnymi chęci mordu zmieszanej z satysfakcją i szaleństwem. Nie rozumiała jak ludzie mogą wychowywać swoje dzieci na maszyny do zabijania. Magde powiedziała jej kiedyś, że robią to ze względu na sławę i pieniądze. Clarisse zapytała wtedy sama siebie, czy jej rodzice byliby zdolni kazać zgłosić jej się na ochotnika tylko po to, żeby mieć choć najmniejsze szanse na dostanie tych dwóch rzeczy. Była pewna, że odpowiedź jest negatywna. Stwierdziła, że robią tak ludzie, którzy są za bardzo zaślepieni chęcią władzy. Ale czy przeżycie w Głodowych Igrzyskach coś da? No dobra, może ma się wtedy kasy jak lodu i i popularność. Ale cz o to właśnie chodzi w życiu? Na ślepym dążeniu do tych płytkich celów? Nie lepiej byłoby skupić się na rodzinie i przyjaciołach?
     Klęka na kamieniach przy strumieniu, ściąga plecak i otwiera go. Wyciąga prawie puste butelki, napełnia je woda jedną po drugiej, następnie dodaje parę kropli jodyny. Przez kilka minut patrzy tępo w płynącą wodę. Tak bardzo tęskni za domem. Chociaż Dystrykt Dwunasty jest miejscem, gdzie bez przeszkód można umrzeć z głodu, to jednak jest to jej dom. To tam mieszkała z rodzicami, a teraz z państwem Stokes. Kiedy zginął jej ojciec chciała stamtąd uciec jak najdalej tylko się da. Nie chciała mieć z tym miejscem nic wspólnego. To te ziemie odebrały jej najpierw ukochaną mamę, a później bezcennego tatę. Pamięta jak po wybuchu kopalni siedziała tuż obok wejścia do niej przez dwa dni czekając na jedynego członka rodziny jaki jej pozostał. Ale on nie wyszedł już nigdy. To właśnie wtedy po raz kolejny doświadczyła dobroci ze strony rodziny Higgins. To oni siedzieli obok niej za zmianę otulając ją kocami, dając gorące napoje i pozwalając wypłakać się w swoje ramiona. Państwu Stokes także łamało się serce, gdy patrzyli na wrak, który pozostał z roześmianej dziewczynki i postanowili przygarnąć do siebie. Trochę czasu minęło, ale uśmiech na jej twarzy stopniowo powracał.
     Clarisse wzdycha ocierają łzy z budzi. Pakuje butelki z powrotem do plecaka, zapina go i wstaje z kolan. Teraz pora, żeby zebrała jak najwięcej owoców. Nie chce ponownie wychodzić z bezpiecznej jaskini. Jednak coś ją zatrzymuje, gdy rusza dalej.
     Wystrzał z armaty.
     Dziewczynka potrzebuje sekundy na połączenie wszystkich faktów. Czy to możliwe, żeby Chester popełnił samobójstwo? A może ktoś go zaatakował? Co jeśli leży już martwy w poduszkowcu? Co jeśli jest już za późno?
     Clarisse zrywa się do biegu w stronę, z której przyszła głośno wykrzykując imię przyjaciela. Nie myśli o tym, że może zwrócić na siebie uwagę innych trybutów. Biegnie ile sił krzycząc najgłośniej jak potrafi mając nadzieję, iż Chester ją usłyszy.


Trochę smutnych wspomnień i nieco akcji na końcu.
Jak wam się podoba?
Tak planuję dodawać post raz w tygodniu, bardziej systematycznie. Może w którym uda mi się wstawić dwa, w końcu niedługo zaczynają mi się ferie zimowe ;)
Piszcie w komentarzach co sądzicie ;)
Do następnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy