czwartek, 5 stycznia 2017

- 15 -

     Rano Clarisse budzi się sama w śpiworze z rękawiczkami na dłoniach i wilkami wokół siebie. Jak najciszej siada starając się nie zbudzić zwierząt, jednak są na tyle wyczulone, że wiedzą o jej przebudzeniu. Zwracają na nią najmniejszej uwagi. Rozgląda się po grocie, lecz nigdzie nie zauważa Chestera. Przez kilka strasznych sekund przed jej oczami pojawia się obraz jak zmiechy rozszarpują przyjaciela na strzępy, a później oblizują jego kości. Ze strachem wodzi po jaskini szukając sterty kości, która pozostała po chłopaku. Z niewyobrażalną ulgą stwierdza, że ich nie ma. Przez jej ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. dopiero teraz uświadamia sobie, że dygocze z zimna. Najwyraźniej organizatorzy zaczynają kombinować przy temperaturze na arenie.
     Owija się mocniej śpiworem i przybliża do największego z wilków. Głos w jej głowie nakazuje jej, żeby wstać i poszukać Chestera, jednak przyjemne ciepło zwierzęcego ciała jest silniejszą propozycją. Zaczyna się zastanawiać czy ktokolwiek jej dopinguje. Z tego co pamięta to jest, chyba, pierwszą dwunastolatką, której udało się dożyć do finałowej ósemki. Ale czy na pewno to coś dobrego? Wie, że najmłodszym z zwycięzców igrzysk jest Finnick Odair, który zwyciężył w Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach mając zaledwie czternaście lat. Wiem, że jest to wyczyn. Jeżeli udałoby się jej wygrać przyrzekłaby sama przed sobą, że nie stanie się jakąś zapatrzoną w siebie panienką. Oczywiście zamieszkałaby w Wiosce Zwycięzców w Dwunastce, a wraz z nią państwo Stokes. Jednak dzieliłaby się swoim corocznym wynagrodzeniem z innymi mieszkańcami.
     Nagle wilki zrywają się na łapy. Największy z nich wyciąga Clarisse ze śpiwora ciągnąc za jej kurtkę i postawia ją pod ścianą zasłaniając własnym ciałem. Pozostała dwójka jest już trzy metry od wyjścia przygotowana do ataku. Dziewczynka jest zdezorientowana i zszokowana tak nagłą reakcją. Potrzebuje chwili na zrozumienie całego zdarzenia.
     Ktoś odnalazł wejście do kryjówki, a wilki stają w jej obronie.
     Oddech Clarisse jest płytki i drżący. Czuje się jakby przebiegła całą arenę. Teraz słyszy to, co wilki usłyszały chwilę temu. Ciche kroki częściowi tłumione przez huczący wiatr. Pieką ją oczy, kiedy myśli o martwym ciele Chestera leżącym gdzie w lesie, a jego zabójca odnalazł ślady butów na śniegu i postanowił przyjść teraz po nią. Zaciska palce na grubym futrze wilka i zamyka oczy. Ma nadzieję, że zmiechy szybko dopadną intruza i się z nim rozprawią. Chociaż to straszne, że nachodzą ją takie myśli.
     - Whoa! Co jest?! To tylko ja! - głos roznosi się po jaskini. Clarisse od razu go rozpoznaje.
     - Chester - wypuszcza powietrze z ulgą wychodząc zza wilka i od razu rzuca się na szyję chłopaka.
     Przyjaciel natychmiast odwzajemnia uścisk patrząc nieufnie na wilki. Jeden z nich wychodzi na zewnątrz, zapewne sprawdzić czy w pobliżu nie kręci się jakiś inny trybut. Po chwili obydwoje siadają na śpiworze, Clarisse wtula się w ciepłe ciało największego wilka, który położył się tuż za jej plecami.
     - Gdzie byłeś? Myślałam już, że ktoś cię zabił - dziewczynka stara się mówić spokojnym głosem, ale przy drugim zdaniu ton sam się jej lekko podnosi.
     - Postanowiłem przejść się po lesie i zobaczyć, gdzie umieściłaś pułapki. Znalazłem tylko jedną i patrz co tam było - pokazuje zapakowane w folię upieczone mięso zwierzęcia z uśmiechem na ustach i dumnie wypina pierś. - Upiekłem też dwa króliki, które wczoraj przyniosłaś. Po drodze nazbierałem trochę owoców. Mam nadzieję, że nie nawaliłem z rozpoznaniem ich.
     Clarisse zaciekawiona przybliża się do przyjaciela. W słabym świetle  przegląda zdobycze chłopaka. Z uśmiechem na ustach chwali go za dobre rozpoznanie. Dzieli zebrane owoce na dwie kupki, tą większą wsypuje do skarpetek, a resztę rozkłada na pustym opakowaniu krakersów. We dwójkę zajadają się mięsem z owocami popijając je wodą przy swobodnej rozmowie. Zdarza im się nawet kilka razy zażartować. Chester jest w tym dużo lepszy niż Clarisse. Za to ona bije na głowę chłopaka w robieniu zabawnych min. Jak sama to stwierdza, ma w tym niezłą  wprawę oraz prawdopodobnie odziedziczyła tę umiejętność po tacie.
     Po zjedzonym posiłku postanawiają razem zobaczyć do pułapek oraz napełnić butelki. Idą ramie w ramię, a zmieszańce trzymają się ich z odległością kilku metrów. Chester podejrzewa, że Clarisse zdążyła już podbić wilcze serca tak samo jak zrobiła to z ludźmi w Dwunastce. Przez całą drogę rozmawiają. Dziewczynka czuje się u jego boku na tyle bezpiecznie, że zapomina o zachowaniu czujności. Kilka razy śmieje się zdecydowanie zbyt głośno, a chłopak od razu zasłania jej usta dłonią i rozgląda się wokoło. Kiedy stwierdza, że nic im nie grozi, zabiera rękę posyłając jej przyjacielski uśmiech. Nie mogą pozwolić sobie o całkowitym zapomnieniu o igrzyskach, bo przecież pozostało jedynie ośmiu trybutów. W ciągu pięciu dni poległo szesnastu. Chester zaczyna zastanawiać się czy nie będzie to jakiś rekord. Wciąga głęboko powietrze odpędzając tę myśl. Teraz ma jedynie nadzieję, że organizatorzy dadzą im choć dzień na odpoczynek od walk, od wystrzałów z armaty.
     Kiedy siedzą ponownie w grocie okazuje się, że nie wypowiedziane prośby chłopaka zostają wysłuchane. Dzisiaj na niebie nie pokazuje się żadna twarz, jedynie godło i hymn państwa.
     Chester rozkłada się wygodnie na plechach w śpiworze, a Clarisse kładzie się pomiędzy nim a alfą wilków. Po kilku minutach w grocie słychać tylko ciężki oddech zwierząt i chłopaka, ale dziewczynka nie może zasnąć. Zaczyna zastanawiać się o sensie Głodowych Igrzysk. Na Ćwieku nie raz słyszała, że istnieją po to, żeby zastraszyć ludzi w dystryktach. Kapitol w ten sposób chce pokazać swoją siłę, wyższość i przewagę nad resztą państwa. Ale czy taka jest prawda? Czy coroczne zabijanie dwudziestu trzech dzieciaków kiedyś nie zacznie działać w drugą stronę? Czy kiedyś ludzie nie postanowią się zbuntować? Czy nadejdzie jeszcze czas, gdy dystrykty ponownie się złączą i przeciwstawią stolicy? Czy Clarisse tego dożyje? Może gdyby udało jej się przeżyć igrzyska? Ale przetrwanie jej równa się śmierć Chestera. Czy ona na pewno tego chce? A może znajdzie jakiś sposób, jakikolwiek, żeby obydwoje mogli wyjść z tego żywi? Tylko jak?
     Po kilku godzinach, Clarisse sama nie wie dokładnie ilu, sen w końcu obejmuje ją swoimi słodkimi ramionami.
     Rano budzi się przed przyjacielem, ale nie rusza się ze swojego miejsca. Układa się wygodnie w śpiworze rozkoszując ciepłem otaczających ją ciał. Kiedy zamyka oczy widzi uśmiechnięte twarze swoich rodziców. Wyobraża sobie, że oni nadal żyją i czekają na nią w domu, w Dwunastce. Wraca szczęśliwie z Głodowych Igrzyska z Chesterem przy boku. Znalazła sposób na ocalenie ich dwójki. Nie ma pojęcia jak tego dokonała, ale nie jest to teraz ważne. Kiedy wysiada z pociągu od razu znajduje się w ramionach rodziców. Po twarzy kobiety spływają łzy szczęścia mocząc jej ubranie. Usta taty układają się w ten piękny uśmiech, którym obdarowuje jedynie ją i swoją żonę. Później wita się z państwem Stokes oraz rodziną Higgins. Dwunasty Dystrykt doczekał się w końcu nie jednego, a dwóch ocalałych z igrzysk. Wszyscy są szczęśliwi. W końcu przez najbliższy rok będą dostawać jedzenie i inne potrzebne rzeczy z samego Kapitolu. Idzie ramie w ramie ze swoimi rodzicami, a tuż za nią idzie Chester z rodziną. Widzi ludzi z Ćwieku oraz miasta, znajomych ze szkoły i Złożyska, a nawet samego burmistrza Undersse. Wszyscy wiwatują. Nagle nastaje cisza. Uśmiechnięte twarze przybierają kamienny wyraz. Zszokowana Clarisse spogląda na rodziców, ale nie są sobą. Zamiast ich uśmiechniętych twarzy widzi chłopaka z Dwójki z rozszarpanym gardłem oraz wieloma innymi ranami. Jego oczy są przerażająco szklane, martwe. Krzyk przerywa panującą ciszę. To jest jej krzyk.
     Dziewczynka budzi się cała pokryta potem po długiej walce ze śpiworem. Otwiera oczy. Jej panika jest tak ogromna, że potrzebuje dziecięciu minut na uświadomienie sobie, że nadal jest w jaskini. Chester próbuje utrzymywać ją w jednym miejscu, ale nie wychodzi mu to zbyt dobrze, bo nie chce zrobić jej krzywdy. Panika ustępuje miejsca szokowi, a później zdezorientowaniu.
     - Co się stało? - dyszy przyjmując butelkę z wodą od przyjaciela.
     -  W sumie to nie wiem. Spokojnie spałaś. Później jakby zwariowałaś. Zaczęłaś się rzucać i krzyczeć - tłumaczy chłopak. - Dwójka wilków wyszła na zewnątrz. Myślę, że poszły sprawdzić czy ktoś cię czasem nie usłyszał.
     Clarisse rozgląda się po całej jaskini. Dopiero teraz doszła do niej informacja o nieobecności dwóch zwierząt. Trzeci siedzi w połowie drogi między nimi a wyjściem. Bierze jeszcze kilka łyków wody i oddaje butelkę Chesterowi.
     - Krzyczałam aż tak głośno? - pyta niemal szeptem, chłopak kiwa potakująco głową.
     - Miałaś koszmar, prawda?
     - Tak - nie parzy na niego. Nie chce tego robić.
     - Opowiesz mi? - prosi, więc ona zaczyna mówić.
     Mówi, że śnili jej się rodzice, żywi, że oboje przeżyli igrzyska, że wszyscy się z tego cieszyli. Chester uśmiecha się, ale kąciki jego ust idą znacznie w dół, kiedy słyszy dalszą część snu. Mieszkańcy Dwunastki o kamiennych twarzach. Przez chwilę waha się czy powiedzieć mu o chłopaku z Dwójki. Boi się, że nazwie ją potworem, wyjdzie z jaskini lub, co gorsza, zacznie żałować, że nie zabił jej, gdy spała. W końcu, z ogromnym trudem, opowiada przyjacielowi o trybucie ze łzami w oczach nie patrząc na niego ani razu. Potem z jej ust wypływają słowa, które razem łączą się w opowieść o tym jak spotkała zmieszańców. Mówi mu wszystko co spotkało ją na arenie.
     Nastaje głucha cisza. Słychać jedynie pięć oddechów, bo wilki wróciły. Nic więcej.
     Clarisse zbiera w sobie odwagę i spogląda na chłopaka. Chester nic nie mówi tylko przyciąga ją do siebie pozwalając wypłakać jej się. Mijają minuty, a może nawet godziny, kiedy dziewczynka w końcu się uspokaja.
     - Już dobrze. Jest okej - szepcze Chester kołysząc ich ciałami delikatnie. - Będzie dobrze, obiecuję.
     Te pamiętne słowa. Powiedział je w dniu dożynek. Pamięta je doskonale.
     Clarisse bierze drżący wdech. Ciepło ciała chłopaka jest tak przyjemne, że ponownie zapada w sen. Tym razem nie atakują ją koszmary, a wizje pełne nadziei. Nadziei o bezpiecznej i szczęśliwej przyszłości.


Jak widać w tym rozdziale nic się takiego nie dzieje. Nie ma walki, nie ma tego przerażającego stresu. Myślę, że chwila oddechu od tego przyda się bohaterom. W końcu nie wiadomo co może ich spotkać następnego dnia.
A Wam jak się podoba?
Piszcie w komentarzach ;)
Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia ;)

1 komentarz:

  1. Bardzo dobrze czytało się ten rozdział który mimo pozornej beztroski nie daje zapomnieć że to jednak Igrzyska Śmierci. Straszenie mnie ciekawi na jaki pomysł wpadnie Clarisse żeby wyjść żywo z areny, chociaż myślę że obydwoje coś wymyślą😉
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy