niedziela, 20 grudnia 2015

- 11 -

     Clarisse w ostatniej chwili uwalnia swój nadgarstek i turla się na bok przez prawe ramię. Kiedy konar ponownie się unosi jej oczy rozszerzają się do granic możliwości. Oddech jeszcze bardziej przyśpiesza. W miejscu, gdzie chwilę temu leżała, znajduje się głęboka dziura. Cudem uniknęła zmiażdżenia. Z przerażeniem uświadamia sobie, że mogła właśnie umrzeć przez głupie drzewo. 
     Jak najszybciej podnosi się z gleby i wznawia swój bieg. Usilnie próbuje uniknąć spotkania witek z twarzą. Ponownie upada przez wstrząs jaki wywołuje opadający konar tuż za jej plecami. Nie poddaje się, wstaje i biegnie dalej. Czuje się jakby miała za chwilę wypluć płuca, ale woli zginąć z przemęczenia niż przez głupią roślinę.
     W końcu udaje jej się opuścić ruszającą się część lasu, ale mimo to nie zwalnia biegu ani na chwile. Pragnie znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. 
     Po kilkunastominutowym sprincie czuje bolesną suchość w gardle. Zaczyna jej się kręcić w głowie. Zatrzymuje się pod jednym z większych drzew, patrzy w każdą możliwą stronę, żeby upewnić się o nieobecności innych uczestników. Opiera plecy o brązową korę, ale natychmiast zgina się w pół, opiera dłonie na kolanach próbując unormować oddech. Nigdy w życiu jeszcze tak się nie cieszyła się ze szybkiego biegania. W duchu gratuluje sobie za pomysł, żeby biegać od najmłodszych lat po lesie. Dzięki temu ma dobrą kondycje. Gdyby nie wyprawy za ogrodzenie Dwunastego Dystryktu byłaby już martwa.
     Ściąga plecak z barków i wyciąga z niego butelkę z wodą. Wypija niemal całą jej zawartość. Ma ochotę oblać nią twarz, ale nie może tego zrobić. Musi znaleźć jakieś źródło wody, i to szybko. Cieczy pozostało na jakieś trzy łyki, niewiele. Dopiero teraz odczuwa przeszywający ból w kostce i nadgarstku. Oddycha głębiej i zamyka oczy, nie chce płakać. Przecież zawsze mogło być gorzej.
     Ostrożnie podwija lewy rękaw kurtki. Pod materiałem ukrywa się zsiniałe miejsce z wieloma zadrapaniami. Niepewnie dotyka twarzy opuszkami palców, a kiedy odsuwa je widzi na nich krew. Nieświadomie wstrzymuje na kilka sekund oddech. Nie ma odwagi ściągnąć buty. Postanawia sprawdzić jak wygląda kostka, gdy znajdzie jakieś bezpieczne miejsce. Musi znaleźć coś czym mogłaby odkazić rany lub załagodzić ból, który wywołują.
     Góra śnieżna, myśli sobie, śnieg ukoi ból, przynajmniej na jakiś czas.
     Nagle rozlega się wystrzał z armaty. Jest już pierwsza ofiara tego dnia. Clarisse jest przekonana, że z pewnością nie jest ostatnia, a ona nie chce być jedną z kolejnych.
     Wsadza butelkę na swoje miejsce, wyciąga paczkę suszonych owoców i zarzuca torbę na plecy. Rozgląda się po okolicy. Żeby sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się góra śnieżna musiałaby wleźć na drzewo. Z uszkodzoną kostką nie da sobie rady. Przez chwile myśli, w którą stronę powinna się udać, aby jak najszybciej znaleźć wodę. Śnieg oznacza zimno, zatem jest duże prawdopodobieństwo, że wieje stamtąd chłodny wiatr. Skupia się próbując go wyczuć, ale to na nic. Sama musi podjąć decyzję, w którym kierunku ruszyć. w końcu postanawia iść w stronę, gdzie ziemia zaczyna się wznosić. Ma nadzieję, że nie będą to jedynie wzniesienia terenu.
     Kuleje zajadając się smakołykiem, ale nie traci czujności. Stara się iść równym tempem i jak najciszej. Ma wrażenie, że wszyscy trybuci i tak ją słyszą. Boi się starcia z kimkolwiek, nawet z chudym chłopcem z Jedenastki. Nie jest pewna, czy zdołałaby daleko ubiec z obolałą nogą, gdyby zaszła taka potrzeba. Po jakiś trzech lub czterech godzinach marszu czuje jak zimny dreszcz oblewa całe jej ciało. Marszczy brwi. Zaciekawiona przyśpiesza nieco kroku. Im drzewa są rozmieszczone rzadziej, tym powietrze staje się zimniejsze. Kiedy Clarisse wychodzi zza ściany drzew widzi ogromną górę całą pokrytą śniegiem. Kąciki ust unoszą się delikatnie. Zapina zamek kurtki i zaczyna stąpać po białym puchu ku górze. Ukrywa się za jednym z największych kamieni, które znajdują się prawie u podstawy góry,
     Siada opierając się plecami o ośnieżoną powierzchnię skały. Wyprostowuje nogi przed siebie i podciąga materiał lewego rękawa. Jej nadgarstek jest bardziej siny niż kilka godzin temu. Nabiera garść śniegu na prawą rękę, a następnie przykłada go do obolałego miejsca. Wzdycha z ulgą czując przyjemne zimno. Ściąga buta i skarpetę z prawej nogi. Unosi brwi ku górze, gdy widzi dużego siniaka wokół kostki, na szczęście nie ma żadnych ran. Zgina kolano i powoli dotyka fioletowego miejsca śniegiem. Oddycha głębiej i spokojniej. Wie, że nie może zostać tutaj na długo, ponieważ pozostawiła po sobie ścieżkę ze śladów. Zakłada skarpetę, w której zostawia trochę śniegu dookoła kostki, oraz but. Nabiera na dłonie trochę śniegu i przykłada go do twarzy. Ranki trochę szczypią, ale przyjemne zimno czuje intensywniej. Odwiązuje brudnobiały, teraz bliżej mu do szarego, jedwab z prawego nadgarstka. Nakłada na lewą rękę śnieg i obwiązuje ją materiałem. 
     Clarisse obraca się na kolana jak najciszej tylko może. Powoli wychyla się zza czubka głazu. Niczego podejrzanego nie widzi. Wstaje ściskając kurczowo rękojeść noża w prawej dłoni, zaczyna wolno stawiać kroki w kierunku ściany lasu. Przyśpiesza kroku, gdy jest już pomiędzy drzewami. Skręca w lewą stronę, przeciwną do tej skąd przyszła. Nie ma najmniejszego zamiaru wpakować się ponownie w ruszającą się część lasu. Przemieszcza się między drzewami szybkim, równym tempem. Musi jak najszybciej znaleźć jakieś źródło wody. Około południa, wnioskuje to po przemieszczeniu się słońca, słyszy cichy szum. Wie, że jest to strumień i musi stać się jeszcze bardziej czujna. Tam, gdzie woda, tam większe zagrożenie. Chociaż w czasie Głodowych Igrzysk wszystko może się zdarzyć.
     Kiedy w końcu dociera do strumienia upewnia się po raz kolejny czy oby na pewno w pobliżu nie ma żadnego zagrożenia. Nic nie zauważa, więc szybko podchodzi do źródła i klęka na płaskich kamieniach tuż na brzegu. Odkłada nóż blisko kolana w razie, gdyby jednak ktoś się pojawił. W głębi duszy ma nadzieję, że nikogo nie skuszą odgłosy wody. Nie wie czy mogłaby kogoś zabić lub czy miałaby jakiekolwiek szanse. Z pewnością nie poradziłaby sobie z silną dziewczyną z Ósemki, a tym bardziej z jednym z zawodowców. Trochę dalej dostrzega królika pijącego ze strumienia. Uśmiecha się pod nosem, ponieważ jest to dowód, że woda nie jest zatruta.
     Obmywa chłodną wodą twarz i ręce, a także pije ją dużymi łykami. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest spragniona. Pośpiesznie ściąga plecak i wyciąga z niego butelkę. Zanurza ją do połowy w poziomie i czeka przez chwilę aż się napełni, następnie wlewa do niej dwie krople jodyny, zakręca i wsadza z powrotem do torby, którą od razu zarzuca na plecy. Zaczyna robić się coraz cieplej. Rozpina kurtkę i podciąga jej rękawy do łokci. Clarisse jest pewna, że organizatorzy majstrują właśnie przy temperaturze i szczerze mówiąc, nie zdziwi się jak dzisiejsza noc będzie bardzo zimna.
     Szelest.
     To właśnie słyszy, gdy po raz kolejny ochlapuje twarz wodą. Natychmiast zaciska palce na rękojeści noża uważnie się rozglądając. Mruży oczy, żeby lepiej widzieć. W ostatniej chwili uchyla się od lecącego w jej stronę czarnego sztyletu. Od razu wstaje i rzuca się do ucieczki przed biegnącą dziewczyną, po drodze chwytając jeszcze jej broń. Nie musi się oglądać, żeby wiedzieć, że przedstawicielka Ósemki depcze jej po piętach. Musi coś wymyślić, i to szybko.
     Myśl Clarisse, myśl, powtarza sobie ciągle skanując wzrokiem okolice. 
     Nie może wdrapać się na drzewo teraz, dziewczyna zdąży ją złapać i zabić zanim wejdzie na bezpieczną wysokość. Z braku innego pomysłu postanawia biec mając nadzieję, że Ósemka zrezygnuje lub straci siły. Dziewczynka jest dużo lżejsza od swojej przeciwniczki, zwinniejsza i ma lepsza kondycję, co widać przez rosnącą odległość między nimi. Nie czuje bólu przez adrenalinę. Clarisse chce spojrzeć jak daleko jest dziewczyna, ale nie ma odwagi. Boi się, że jeżeli to zrobi to ona ją złapie i zabije. Nie chce umierać z rąk kogoś, kto wygląda na sadystę.
     Po kilkuminutowym biegu dziewczynka spostrzega, że nie słyszy już tak głośno ciężkiego biegu trybuta ani oddechu. Odwraca się na chwilę, upewniając się wcześniej, że na nic nie wbiegnie. Jest zdziwiona, gdy nie widzi sylwetki swojej przeciwniczki, ale odgłosy łamiących gałęzi upewniają ja, że nie odpuściła. Jest daleko. Musi zdecydować czy biec dalej, czy może lepiej będzie wejść an drzewo. Ma mętlik w głowie. W końcu decyduje się na bieg przez jeszcze parę minut, a następnie wdrapie się na jakieś drzewo. Nie chce przecież natrafić na kolejnego uczestnika, który z chęcią ją zabije.
     Wzrokiem przeszukuje najbliższą okolicę. Musi znaleźć nie za wysokie drzewo z dużą koroną i sporą kolekcją wystających kikutów lub mocnych gałęzi, bo w końcu ma zamiar wleźć na nie z rozpędu z nie do końca sprawną kostką. Biegnie dłużej niż planowała, ale w końcu widzi odpowiednie drzewo. Ostatni raz spogląda przez ramię upewniając się co do odległości dzielącej ją i silną dziewczynę. Nieporadnie wciska obie bronie za pasek, przy czym się lekko rani. Z biegu zaczyna wdrapywać się na drzewo. Siada pomiędzy grubymi gałęziami. Kiedy zauważa dziewczynę, która ją ściga od razu przykłada wewnętrzną stronę dłoni do ust. Boi się, że usłyszy jej nieregularny oddech. Drzewo jest na tyle niskie, że reprezentantka Ósmego Dystryktu mogłaby łatwo zranić, a nawet zabić dziewczynkę jednym celnym rzutem sztyletu. Clarisse widzi jak dziewczyna zatrzymuje się na chwile i w ciszy obserwuje otoczenie wokół. Zapewne chce usłyszeć dźwięk. Ciało dziewczynki sztywnieje, kiedy po okolicy rozlega się głośny, zwierzęcy ryk.
     Świetnie. Po prostu cudownie, przewija się jej przez myśl.
     Dochodzi do wniosku, że musi znaleźć bezpieczniejsze miejsce niż jej aktualne położenie. Nie ma przecież pojęcia jaką formę tym razem przybrały zmieszańce. Podejrzewa, że Ósemka doszła do tych samych wniosków co ona, bo zaczyna biec w przeciwną stronę niż przed chwilą. Dziewczynka oddycha głęboko przez kolejne minuty. Z jednej strony zmiechy okazały się jej zbawieniem, ale z drugiej mogą być powodem jej śmierci. 
     Rozbrzmiewają kolejne wystrzały z armat, na które Clarisse się wzdryga. Jest pewna, że do śmierci dwójki trybutów przyłożyły się genetycznie zmodyfikowane zwierzęta. Prawdopodobnie zostały one ponownie uwięzione pod areną, aby za jakiś czas, kiedy organizatorzy uznają całą akcję igrzysk za zbyt nudną, zostaną wypuszczone na zgubę następnych trybutów. Po kilku minutach słychać jeszcze jeden wystrzał. 
     Clarisse nie ma odwagi zejść na ziemie, dlatego postanawia przemieszczać się po drzewach. Wchodzi na większą gałąź, rozgląda się po okolicy i skacze na drugie drzewo, potem na następne i jeszcze kolejne. Zwinnie przeskakuje pomiędzy koronami. Zatrzymuje się dopiero na jednym z najwyższych drzew w okolicy. Postanawia na nim spędzić dzisiejszą noc, dlatego zaczyna wspinać się coraz wyżej. Mocniej chwyta się wystającego kikuta oraz gałęzi, gdy noga ześlizguje jej się z większego konaru. Czuje jak jej ciało zalewa się zimnym potem. Nigdy nie chciałaby spaść z tej odległości na twardy grunt. Prawdopodobnie złamałaby sobie jedną z kończyn lub zginęła od razu. Bierze głęboki wdech i wznawia swoją wspinaczkę. Włazi na sam szczyt drzewa. Oddycha głęboko i przygląda się jak teren wygląda z wyższego poziomu. Jest nim oczarowana. Cała arena jest w kształcie koła. Na jej środku znajduje się niewielka polana z Rogiem Obfitości i podestami. Wokół niej rozciąga się coraz gęstszy las. Patrząc na przemieszczenie słońca, Clarisse znajduje się na wschodniej części areny. Na jej zachodnim i północnym skraju las urywa się. Dziewczynka podejrzewa, że mogą być tam pola zboża, urwisko lub morze. Za to na południowym krańcu terenu jest wielka góra pokryta w całości śniegiem. 
     Widok tak dużego lasu przypomina jej o domie. Jak długo już o nim nie myślała? Do jej głowy napływają myśli związane z jej rodzicami, państwem Stokes, rodziną Chestera, ludźmi z Ćwieku, a także o Molly. Nadal boli ją fakt, że nie przyszła się z nią pożegnać. Tak przecież nie wygląda przyjaźń. Przyjaźń to bardzo silna więź.
     A może tak naprawdę nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami?, pyta samą siebie, To by wyjaśniało tą sytuację.
     Dziewczynka wzdycha i postanawia zejść nieco niżej. Od początku igrzysk zjadła tylko jedną paczkę suszonych owoców. Sama się sobie dziwi, że tak długo wytrzymała. Jednak głód daje jej się dopiero teraz we znaki. Nie powinna tak długo nie jeść.
     Siada na rozwidleniu gałęzi, tak jak ostatniej nocy, ściąga plecak i kładzie go sobie na kolanach. Otwiera torbę, wyciąga z niego paczkę krakersów oraz butelkę wody.
     Do jej głowy zaczynają napływać obrazy z przeszłości. Na samym końcu pojawiają się sylwetki dwójki dorosłych. Kobieta jest średniego wzrostu, ma złote włosy sięgające za łopatki i szare oczy lśniące w słońcu. Mężczyzna jest wysoki z krótko ściętymi włosami w kolorze węgla oraz przenikliwymi oczami w kolorze ciemniejszego nieba. To jej rodzice. Tak bardzo za nimi tęskni. Czuje jak w oczach pojawiają się łzy. 
     Jej rozmyślania przerywa dźwięk hymnu. Nawet nie zauważyła, kiedy się ściemniło.
     Bezszelestnie przesuwa się po jednej gałęzi, żeby mieć lepszy widok na prowizoryczne niebo. Muzyka cichnie, a na telebimie pojawia się zdjęcie chłopaka z Trzeciego Dystryktu. Następnie pokazuje się twarz dziewczyny z Czwórki, co zaskakuje Clarisse. Zwykle zawodowcy zaczynają ginąć, gdy pozostają sami. Z tego co pamięta to ta dziewczyna była naprawdę dobra podczas treningów. Zaraz po niej pojawia się twarz chłopca z jedenastki. Dziewczynka zaczyna błagać w myślach, żeby to był już koniec. Nie chce zobaczyć na niebie zdjęcia Chestera. Nie ma pojęcia jakby sobie z tym poradziła. Nawet nie chce myśleć co wtedy działoby się u nich w dystrykcie. Przecież rodzina Higgins jest znana i szanowana przez wszystkich mieszkańców.
     Oddycha z ulgą, gdy ponownie rozbrzmiewa hymn państwowy. Chester żyje. Przeżył, tylko to się liczy. Clarisse układa się wygodnie i powoli zasypia z postanowieniem, że jutro znajdzie chłopaka. Przynajmniej musi postarać się go znaleźć.


No i jest jedenaście!
Wybaczcie za ponowną nieobecność, ale u mnie w szkole koniec semestru i nauczycielom przypomniało się, że musimy jeszcze coś pozaliczać. Masakra.
Zaczyna się przerwa świąteczna, więc postaram się nadrobić zaległości na blogu, ale nic nie mogę obiecać.
Piszcie co sądzicie w komentarzach :)
Do następnego :P

Obserwatorzy