piątek, 27 stycznia 2017

- 17 -

     Nagle wpada na ogromne ciało brązowego wilka, który kładzie się obok jej stóp. Clarisse bez wahania wdrapuje się na jego grzbiet. Wie, że w ten sposób dostanie się dużo szybciej do przyjaciela. 
     - Szybciej! Musimy się pośpieszyć! - nie jest świadoma jak bardzo jej głos jest podniesiony.
     Na szczęście zmiechowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Wyrywa do przodu z taką siłą, że dziewczynka niemal spada z jego grzbietu. Clarisse ściska mocniej długą sierść zwierzęcia. Jej ciało przypomina sobie jak musi się ułożyć do znanego mu już rytmu biegu. Ma wrażenie, że przemieszczają się dużo szybciej niż przedtem, ale nie ma zamiaru narzekać. Jej myśli przejmuję tylko jedna osoba, Chester. Nie wie co zrobi jeżeli okaże się, że to on nie żyje. Kręci nerwowo głową pozbywając się okropnej wizji jego martwych oczu. Gdzieś z oddali słyszy głuche odgłosy walki. Metal uderzający o metal, wrzaski i... głośne warczenie wilków?
     Wilki pomagają Chesterowi!, jej umysł krzyczy.
     Albo próbują go zabić, odzywa się jakiś głos w głowie.
     Nie prawda! Zamknij się!, Clarisse warczy na ten drugi głos. I chociaż wiem, że krzyczy sama na siebie to się tym nie przejmuje. Nie ma na to teraz czasu.
     - Szybciej! Są już niedaleko! - chociaż to nie on biegnie, to jej oddech jest ciężki i nie równy.
     Wilczysko zatrzymuje się. Dziewczynka nie ma zamiaru prosić o dalszą podwózkę. Wie, że są niedaleko przyjaciela. Rozpoznaje tą okolicę. Od przyjaciela dzieli ją nie więcej niż dwieście metrów. Kiedy stoi już na własnych stopach wilk ponownie się zrywa i biegnie dalej.
     - Hej! - krzyczy za nim wściekle.
     Nie rozumie dlaczego ją zostawił skoro on sam pobiegł w stronę walki. Nie myśląc ani chwili dłużej napręża całe ciało i puszcza się biegiem. Odgłosy walki są coraz głośniejsze. Gdy wybiega zza dużego dębu staje jak wryta. Chce się ruszyć, ale czuje jakby ziemia pochłaniała jej stopy. Przed nią rozgrywa się bitwa pomiędzy zawodowcami a Chesterem i zmiechami. Na ziemi leży dziewczyna z Dwójki. Dziewczynka nie wie czy żyje, ale nie chce się o tym teraz dowiadywać. Patrzy na Chestera, który właśnie walczy z chłopakiem z mieczem, chyba jest z Jedynki. Brązowy wilk atakuje reprezentanta Czwartego Dystryktu, który Clarisse przeraża od samego początku. Chłopak jest tak silny, że odpycha od siebie cielsko zwierzaka. Tnie go jeszcze po przednich łapach oszczepem i ucieka w głąb lasu naprzeciwko dziewczynki. Szary, najmniejszy, wilk kłapie pyskiem na piękną i waleczną blondynkę, która strzela do niego z łuku. Clarisse pamięta, że w czasie szkolenia to ona była najlepsza w tej dziedzinie.
     Nagle odgłosy walki rozrywa głośny wrzask. Męski krzyk.
     Dziewczynka natychmiast patrzy w stronę przyjaciela. Z jego brzucha wystaje długo, lśniący w słonecznych promieniach miecz. Nie zastanawia się ani chwili. Wyjmuje sztylet zza passa i bez żadnego wahania rzuca go z całej siły w chłopaka z Jedynki. Broń trafia w skroń przeciwnika, który pada na ziemie sekundy później. Clarisse zrywa się i biegnie jak najszybciej w stronę leżącego na ziemi Chestera. Nie obchodzi ją teraz walka pomiędzy wilkami a ostatnią z zawodowców. Nie obchodzi ją przerażający chłopak, który uciekł chwilę temu z pola walki. Nie obchodzi ją, że staje się łatwym celem dla dziewczyny z Jedynki. Nic już się dla niej nie liczy oprócz przyjaciela.
     Pada na kolana dwa metry przed ciałem Chestera, a szybkość, którą zdążyła nabrać wypycha ją do przodu dzięki czemu ślizga się do jego boku.
     - Chester. Chester, słyszysz mnie? - obejmuje drobnymi rękoma twarz chłopaka.
     - Aniołku - jego głos jest cichy i słaby.
     - Jestem tu. Jestem.
     Chester podnosi dłoń całą umazaną od ziemi i dotyka nią policzka przyjaciółki. Ten gest jest najprawdopodobniej najbardziej czułym jakim widziały areny Głodowych Igrzysk.
     - Pamiętaj co ci mówiłem. Musisz przeżyć. Te igrzyska... to tylko głupia gra. Jesteś nadzieją, Cli. Nadzieją dla świata. Jesteś iskrą nadziei - Clarisse nie chce, żeby mówił. Jest bardzo słaby.
     Jego usta robią się jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. To przez krew. Nie jest to ogromna ilość. Dziewczynka już wie, że dla chłopaka nie ma ratunku.
     - Kocham cię, Cli. Kocham - Chester patrzy w oczy przyjaciółki uśmiechając się jakby właśnie nie umierał. Jakby był to szczęśliwy i słoneczny dzień.
     Clarisse opowiada mu tymi samymi słowami, ale nie wie czy cokolwiek zrozumiał przez je szloch. Patrzy jak jego usta prostują się, a oczy tracą blask dając miejsca przerażającej pustce. Jego dłoń zjeżdża z jej policzka. Dziewczynka obejmuje ramionami szyję przyjaciela, wtula się w niego głośno płacząc. Co czuje? Smutek? Wściekłość? Rozpacz? Nie. Czuje wszystkie emocje naraz. Czuje jakby miały ją za chwilę rozerwać.
     Krzyczy, głośno. Nie, one nie krzyczy. Ona wrzeszczy. Wrzeszczy, bo Panem to głupie państwo. Wrzeszczy, bo rząd wymyślił idiotyczny podział kraju. Wrzeszczy, bo została wylosowana na igrzyska. Wrzeszczy, bo mieszkańców Kapitolu bawi jak dzieciaki mordują się nawzajem. Wrzeszczy, bo każdy z poległych miał rodzinę do której chciał wrócić. Wrzeszczy, bo odebrano jej ukochanego przyjaciela. Wrzeszczy, bo ona nadal żyje. Wrzeszczy, bo w sobie niepohamowane zapasy gniewu, rozpaczy, smutku i żalu. Nie chce go w sobie mieć. Chce się po pozbyć. Po kilku minutach, nie ma pojęcia ilu, jej krzyki mieszają się niepohamowanym płaczem. Przez cały ten czas jedną ręką ściska kark Chestera, a drugą jego zabrudzoną koszulkę. 
     - Nienawidzę was! Nienawidzę! - krzyczy pochylając się nad martwym ciałem przyjaciela.
     Kolejne minuty mijają jej na próbie uspokojenia się. Jest pewna, że przez jej krzyki nie zwróciła uwagi na wystrzały z armat. Cicho łka, kiedy drżącymi dłońmi dotyka powiek chłopaka i zamyka jego oczy. Nie ma odwagi wyciągnąć mieczu z brzucha, jedynie patrzy na niego z nieukrytym obrzydzeniem. Całuje przyjaciela w czoło trzymając na nim usta przez kilka sekund dłużej niż powinna. Sięga po nóż przy jego pasie, którym obrabiał zwierzynę, a także po leżącą metr od niej maczetę. Przecina paski od plecaka i powoli wyciąga go z pod ciała. Wyciąga z niego wszystkie przedmioty i pakuje je do swojej torby. wstaje na drżących nogi. Chwiejnie podchodzi do chłopaka z Jedynki. Ostrożnie wyciąga z jego skroni sztylet. Chociaż jest zabójcą jej przyjaciela nie zamierza pastwić się nad jego ciałem. To bezsensu, przecież i tak nic nie poczuje. Jednak postanawia zrobić na złość organizatorom. Chcą krwawego widowiska? Na pewno nie dostaną go od niej. Wciąga głęboko powietrze i patrzy na jego twarz. Przecina paski od plecaka i przywiązuje za nie do swojego. Później sprawdzi co w nim jest. Spogląda na jego twarz. Jego zielone oczy są przerażająco martwe, ostrożnie je zamyka. 
     - Przepraszam. W domu czekała na ciebie rodzina. Wiem o tym, ale moja też na mnie czeka - pozwala, żeby jedna łza spłynęła po jej policzku.
     Wstaje i rusza w kierunku następnego poległego. Wie, że poduszkowiec nie przyleci po ciała poległych dopóki ona się od niech nie oddali. Ma tyle czasu ile tylko zechce. Następnym martwym okazuje się być dziewczyna z Dwójki, która jest od niej starsza maksymalnie trzy lata. Robi z nią dokładnie to samo co z trybutem z Pierwszego Dystryktu. Jednak ją przeprasza za to, że musiała umrzeć by ona mogła żyć. Od niej zabiera jeszcze jej broń, którą jest kolekcja noży do rzucania. Nadchodzi czas na ostatnią poległą. Jest to około siedemnastoletnia dziewczyna z Jedynki. Zabiera jej plecak, zamyka oczy i przeprasza za jej śmierć. Łuk oraz kołczan ze strzałami kładzie na jej brzuchu. Może i Clarisse ma jedynie dwanaście lat, ale nie jest głupia. Gdzieś niedaleko może czaić się ktoś inny komu przydałby się łuk, a ona nie ma zamiaru zostać zabita przez jakąś głupią strzałę. Zabrałaby go ze sobą, ale zdecydowanie woli noże.
    Clarisse po raz pierwszy od długiego czasu patrzy na wilki. Leżą spokojnie oblizując swoje rany. Nie jest pewna, ale ma wrażenie, że one nie zamierzają jej zostawić samej. Że chcą ją chronić. Największy z nich cały ten czas ją obserwował. Dziewczynka kiwa do niego delikatnie głową. Wilk wstaje, a pozostała dwójka robi to samo. Clarisse odwraca się na pięcie. Stawia powolne kroki w kierunku ciała przyjaciela. Klęka przy nim. Zrywa się nagły wiatr. Wciąga głęboko powietrze zamykając oczy. Otwiera je ze smutnym uśmiechem.
     - Obiecuję, że twoja śmierć nie pójdzie na marne. Pomszczę cię. Wrócę do domu, do naszego domu - zwraca się cicho do jego martwego ciała, ale za chwilę dodaje głośnym i pewnym siebie tonem patrząc w kierunku lasu. - Żadna śmierć nie pójdzie na marne! Żadne z nich nie zasłużyło na śmierć! Wiecie o tym bardzo dobrze!
     Clarisse wstaje na równe nogi. Przykłada do ust wskazujący, środkowy i serdeczny palec lewej dłoni i unosi ją jak najwyżej może. Jej serce zostało złamane, a wszystkie uczucia, które trzymała w sobie ujrzały światło dzienne. Nie ma zamiaru dłużej ukrywać swojej niechęci do Kapitolu, do rządu, do Głodowych Igrzysk, do organizatorów. Koniec z tym. Chce byś wojowniczką. Kimś kto może dać nadzieję innym.
     Brązowy zmiech podchodzi do niej, żeby położyć się u jej stóp. Dziewczynka wdrapuje się na jego grzbiet, po czym zwierzę wstaje i zaczyna stawiać kroki z dumnie uniesionym łbem. To tak jakby ją zrozumiał i przez swoją postawę chce powiedzieć, że jest z nią. Dwójka wilków idzie za nimi po obu stronach. wszystkie zachowują się tak samo. Zupełnie jakby próbowały powiedzieć: Tak, wiemy o co chodzi. Jesteśmy razem z nią i jesteśmy z tego dumni.


Ten trochę smutny, ale musiał taki być.
Jeśli komuś najbardziej spodobała się postać Chestera to wybacz mi. Mi także zawsze zabijają te moje ulubione postacie, nie ważne czy w filmie, książce czy serialu.
I prawdopodobne te bardziej beztroskie chwilę na arenie się skończyła. Teraz czeka finał Siedemdziesiątych Pierwszych Głodowych Igrzysk.
Do następnego ;)

piątek, 20 stycznia 2017

- 16 -

     Siódmego dnia igrzysk, Clarisse budzi wystrzał z armaty.
     Ktoś zginął, to jej pierwsza myśl zaraz po otwarciu oczu.
     Nerwowo rozgląda się po grocie. Obok niej nie ma Chestera są tylko dwa wilki. Wystraszona uwalnia się z materiału śpiwora i biegnie ku wyjściu jaskini. Chce jak najszybciej znaleźć przyjaciela.
     Jeżeli jeszcze żyje, mówi cichy głos w jej głowie.
     Bierze głęboki wdech, ale zaraz go wypuszcza, bo wpada na czyjeś ciało. Odbija się od niego przez co stawia dwa kroki w tył. Gotowa do walki sięga po nóż przy pasie, ale jego tam nie ma. Już ma zamiar biec do jednego z plecaków, gdy silna ręka chwyta jej ramię, Zaczyna się wyrywać.
     - Clarisse, to tylko ja - dobiega ją spokojny głos.
     Od razu patrzy na twarz potencjalnego przeciwnika i wzdycha z ulgą. 
     To tylko Chester, obejmuje jego ciało wtulając się w nie.
     - Co się stało? Wiesz kto zginął? - pyta gorączkowo, kiedy idą do rozłożonego śpiwora.
     - Usłyszałem jakiś dźwięk, poszedłem to sprawdzić - tłumaczy pociągając dziewczynkę za rękę, żeby usiadła obok niego na materiale. - Zobaczyłem zawodowców. Nie zauważyli mnie, ale z pewnością kogoś gonili. Nie jestem pewien kogo. Oprócz nas i ich została jeszcze dziewczynka z Trójki i Jedenastki. Biegli za którąś z nich i w końcu ja dopadli.
     Clarisse przełknęła ciężko ślinę, oblizuje suche usta. Czuje jak dłonie zaczynają jej się pocić. Zostało ich już siedmiu, a w tym tylko jeden, który wróci do domu.
     Dom, szepcze jej podświadomość.
     Nie chce teraz o tym myśleć. Musi skupić się na teraźniejszości. Jeżeli chce wrócić do Dwunastki musi przeżyć w tej chorej grze. jednak oznacza to także śmierć Chestera. Byłaby zdolna go zabić, gdyby zostali we dwójkę? Oczywistym jest faktem, że pokona ją bez trudu. Jest starszy i silniejszy. Nie ma przy nim żadnych szans. Ale czy ktokolwiek w całym Panem podejrzewał, że dwunastolatka z Dwunastego Dystryktu dożyje do finałowej ósemki? No właśnie, nikt. A jednak jej się udało.
     - Nad czym tak myślisz? - głos przyjaciela wyrywa ją z natłoku myśli.
     - Co? - pyta jakby odruchowo, ale ona naprawdę nie słyszała pytania.
     - Pytałem, nad czym tak myślisz - uśmiecha się do niej ciepło.
     - O tym wszystkim. O domie, igrzyskach, rodzinie - w jej oczach zbierają się łzy, a głos załamuje. - Chester, ja... Ja nie chcę umrzeć. Boję się tego.
     - Ciii, będzie w porządku - obejmuje ją ramieniem, całuje w czoło wciąż szepcząc uspakajające słowa
     - Obiecaj - przełyka ślinę odsuwając się od niego. - Obiecaj, że jeśli zawodowcy nas złapią to mnie zabijesz.
     - Cli...
     - Nie, Chester - przerywa mu szybko. - Obiecaj, że mnie zabijesz. Ja... Ja nie chcę umierać z ich rąk. Każdego tylko nie z ich. Obiecaj mi to. Obiecaj, proszę.
     Chłopak patrzy na nią z przejęciem na twarzy. Nigdy nie podejrzewałby, że dwunastoletnia dziewczynka poprosi go kiedykolwiek, żeby ją zabił. Jego oddech jest płytki. Patrzy w niebieskie oczy Clarisse, które są pełne smutku, strachu i bólu. Chciałby zabrać od niej te wszystkie negatywne uczucia, wszystkie złe wspomnienia. Jest za delikatna, żeby nosić to na swoich barkach. Jest zbyt młoda na to, co przeżyła.
     Bierze głęboki wdech zanim odpowiada.
     - Dobrze. Zrobię to, ale tylko wtedy, gdy nas złapią. Tylko i wyłącznie wtedy.
     Przyciąga ją ponownie do siebie i całuje we włosy. Żadne z nich nie wie ile czasu spędzają w tej pozycji. Z pewnością trwałoby to dłużej gdyby nie burczenie dobiegające z brzucha Clarisse. Żadne z nich nie wie dlaczego, ale śmieją się cicho z tego. Chester wyciąga z jednego plecaka resztę upieczonego mięsa, zebrane owoce i butelki z wodą. Wspólnie jedzą śniadanie, a chłopak robi wszystko, żeby Clarisse zapomniała o przykrych wydarzeniach oraz koszmarze. Nawet nie zauważają jak pozostała dwójka zmieszańców wchodzi do jaskini z martwymi zwierzakami w pyskach. Rozdzielają swoje zdobycze na trzech i jedzą. 
     - Wczoraj nie wyszliśmy z jaskini. Woda nam się kończy, z owoców została nam garść, a resztę mięsa właśnie zjedliśmy - Chester zaczyna wyliczać na palcach, kiedy kończą posiłek. - Musimy uzupełnić zapasy.
     - Wiem - dziewczynka wyciera usta wierzchem dłoni. - Zaczyna robić się niebezpieczniej niż na początku.
     - Idę sam. Zostajesz z wilkami - mówi pewnym głosem chłopak.
     Zwierzęta na wzmiankę o sobie podnoszą pyski i zaczynają przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół.
     - Nie! Nie ma mowy! Nidzie nie idziesz w pojedynkę! - zaprzecza podniesionym głosem. - Jesteśmy drużyną. Idziemy razem, koniec.
     Chłopak jest zdziwiony pewnym głosem przyjaciółki. Z poważnym wyrazem twarzy wygląda na starszą. Nigdy wcześniej nie widział u niej tej miny ani zawziętości. To było dla niego, jak z pewnością dla wszystkich widzów, czymś nowym. Odkąd pamiętał Clarisse niemal zawsze była uśmiechnięta i próbowała poprawić humor innym.
     - Zgoda. Bierzemy co trzeba. Powinniśmy iść teraz, kiedy jesteśmy najedzeni i pełni sił. Musimy być przygotowani na atak z zaskoczenia - Chester zaczyna pakować potrzebne rzeczy do jednego z plecaków. 
     Dziewczynka przez chwilę wpatruje się w niego tępym wzrokiem. Potrząsa głową i zbiera się do przepakowywania ich dobytku. Do dwóch plecaków, które zabiorą ze sobą pakuje po butelce wody oraz resztę owoców. Resztą przedmiotów dzielą się, a te, które będą dla nich jedynie ciężarem, zostawiają wraz ze śpiworem w ciemnym koncie jaskini. wstają i wychodzą za wilkami, które chwilę temu upewniły się, że nikogo nie ma w najbliższej okolicy. 
     Idą ramie w ramię, a zmiechy pilnują ich w odległości kilku metrów. Nadal musza pamiętać, że igrzyska dostarczają rozrywki mieszkańcom Kapitolu. Ogląda ich, obstawiając na faworytów i bawią się oglądając mordujące się dzieciaki. Clarisse dopiero teraz zaczyna się zastanawiać jak bardzo organizatorzy muzą być wkurzeni. W końcu w pewnym sensie oswoiła ich maszyny do zabijania. Jakimś cudem udało jej się dotrzeć do łask genetycznie zmutowanych zwierząt. Teraz, gdy  tym myśli dochodzi do wniosku, że jest to coś niesamowitego. Jest niemal pewna, że w telewizorach nie pojawiają się sceny, gdy zmieszy są tuż obok niej. Przecież popsułoby to ich reputację krwiożerczych zwierząt.
     Przez swoje zamyślenie nawet nie zauważyła, że doszli do pierwszej pułapki jaką rozstawiła. Chester wyciąga z niej martwego królika i przywiązuje go kawałkiem sznura do pasa. w tym czasie dziewczynka zajmuje się aktywowaniem pułapki na nowo. Uzgadniają, że przyrządza zwierzynę dopiero, gdy sprawdzą drugą pułapkę. Mijają godziny, kiedy zbliżają się do strumienia. 
     - Idź po wodę i nazbieraj trochę owoców. Ja zajmę się mięsem - Chester kuca przy pułapce z martwą zwierzyną.
     - Nie powinniśmy się rozdzielać - Clarisse zaciska szczękę ze zdenerwowania.
     - Tak będzie szybciej. Im szybciej skończymy, tym szybciej wrócimy do jaskini - chłopak obdarowuje ją szybkim spojrzeniem. - Weź wilki. Poradzę sobie.
     Dziewczynka patrzy na niego nie ufnie przez kilka długich sekund. Nie jest pewna co do tego planu. Nie podoba jej się pomysł z rozdzielaniem się. Powinni trzymać się razem. Przez chwilę w jej głowie pojawia się myśl, że coś może byś nie tak, ale szybko ją od siebie odpycha.
     - Okej - wzdycha w końcu. - Ale jeden z wilków zostaje z tobą.
     Szuka wzrokiem ogromnych zwierząt, a kiedy je się udaje, patrzy na nie z niemą prośbą. To prawie tak jakby mówiła: Niech jeden ma na niego oko. Proszę. Unosi brwi, gdy zmieszańce potakują łbami, ale po chwili kąciki ust same jej się podnoszą.
     - Spotykamy się za jakąś godzinę, góra dwie - Clarisse uśmiecha się do przyjaciela z nutą smutku całując go w policzek i zaczyna iść w stronę strumienia.
     - Poczeka - natychmiast odwraca się do głosu za plecami. Chłopak błyskawicznie do niej podchodzi. - Będzie dobrze, pamiętaj o tym. Obiecaj mi, że cokolwiek by się zdarzyło, przeżyjesz. Przeżyjesz w tej chorej grze. Musisz przeżyć. Nie masz pojęcia jaka jesteś ważna, nie tylko dla mnie. Musisz żyć. Musisz żyć, żeby inni mogli przeżyć.
     Chester obejmuje ramionami drobne ciało zaskoczonej dziewczynki. Wie, że powinna coś powiedzieć. Że powinna obiecać, ale jest zbyt zszokowana. Nie spodziewała się żadnego słowa wypowiedzianego przez niego. Jej mózg dopiero po chwili zaczął skanować słowa, które wypłynęły z ust przyjaciela. Co oznacza, że jest ważna? Dlaczego ona musi żyć, żeby inni też żyli? Jaki ma to sens? Czy jest to powiązane ze słowami jego ojca? Czy to wszystko łączy się w jedną całość? Jeżeli tak, to ona z tego kompletnie nic nie rozumie.
     Chce mu zadać te wszystkie pytania, ale coś ją powstrzymuje. A konkretniej fakt, że nie są sami. Arena jest naszpikowana nie tylko różnymi pułapkami, ale także kamerami z podsłuchami. Zamiast tego wypowiada tylko jedno, krótkie zdanie, gdy jej ręce mocniej ściskają pas przyjaciela. 
     - Obiecuję.
     Chester całuje ją w czoło i przez kilka sekund opiera o niej swój policzek drapiąc krótkim zarostem. Zaraz potem puszcza ją odciągając na długość swoich rąk i uśmiecha się do niej przyjacielsko, ale gdzieś w tym uśmiechu jest ukryty smutek. Clarisse odwzajemnia gest, ale wychodzi bardziej jak grymas bólu. Poklepuje delikatnie jego szorstką dłoń przekrzywiając nieco głowę.
     - Do zobaczenia - szepcze.
     Z ust chłopaka wypływają te same słowa tym samym tonem.
     Dziewczynka obraca się i rusza w stronę źródła wody, które znalazła. Za nią w kilkumetrowej odległości, choć bliżej niż zwykle, idzie dwójka wilków. Brązowy, największy z nich, i szary. Przełyka ślinę i obraca głowę w stronę przyjaciela z zamiarem pomachania mu ręką, ale nie robi tego. Chester na powrót kucnął przy pułapce. Wzdycha i nieco przyśpiesza by poruszać się swoim ulubionym tempem.
     Idzie równo, żeby zminimalizować niepotrzebne zmęczenie. Musi byś silna, gdyby natrafiła na innego trybuta lub wymyślną pułapkę. Już zapomniała jak to jest poruszać się samej po lesie. Od kilku dni towarzyszy jej Chester, który do tej pory dotrzymywał jej towarzystwa. Teraz im dalej oddala się od niego, tym bardzie ma wrażenie, że jest to koszmarny pomysł. Boi się. Nie chce by któreś z nich umarło. Nie chce zginął z rąk zawodowców lub drzew-zabójców albo jeszcze gorszej pułapki organizatorów. Rok w rok Strażnicy Pokoju wyciągają wszystkich na główny plac i wręcz zmuszają do oglądania igrzysk. Nawet, gdy leje nie można iść do domu. Trzeba oglądać jak dzieciaki walczą o życie. Clarisse zawsze bała się, kiedy kamera dawała zbliżenie na twarze zawodowców. Może nie przerażał ja ich wygląd, bo zdecydowana większość z nich wprost grzeszyła urodą, ale wyraz ich twarzy. Bała się tych zadowolonych z siebie uśmiechów, zaschniętej lub świeżej krwi ofiar, ale najbardziej drżała przed oczami pełnymi chęci mordu zmieszanej z satysfakcją i szaleństwem. Nie rozumiała jak ludzie mogą wychowywać swoje dzieci na maszyny do zabijania. Magde powiedziała jej kiedyś, że robią to ze względu na sławę i pieniądze. Clarisse zapytała wtedy sama siebie, czy jej rodzice byliby zdolni kazać zgłosić jej się na ochotnika tylko po to, żeby mieć choć najmniejsze szanse na dostanie tych dwóch rzeczy. Była pewna, że odpowiedź jest negatywna. Stwierdziła, że robią tak ludzie, którzy są za bardzo zaślepieni chęcią władzy. Ale czy przeżycie w Głodowych Igrzyskach coś da? No dobra, może ma się wtedy kasy jak lodu i i popularność. Ale cz o to właśnie chodzi w życiu? Na ślepym dążeniu do tych płytkich celów? Nie lepiej byłoby skupić się na rodzinie i przyjaciołach?
     Klęka na kamieniach przy strumieniu, ściąga plecak i otwiera go. Wyciąga prawie puste butelki, napełnia je woda jedną po drugiej, następnie dodaje parę kropli jodyny. Przez kilka minut patrzy tępo w płynącą wodę. Tak bardzo tęskni za domem. Chociaż Dystrykt Dwunasty jest miejscem, gdzie bez przeszkód można umrzeć z głodu, to jednak jest to jej dom. To tam mieszkała z rodzicami, a teraz z państwem Stokes. Kiedy zginął jej ojciec chciała stamtąd uciec jak najdalej tylko się da. Nie chciała mieć z tym miejscem nic wspólnego. To te ziemie odebrały jej najpierw ukochaną mamę, a później bezcennego tatę. Pamięta jak po wybuchu kopalni siedziała tuż obok wejścia do niej przez dwa dni czekając na jedynego członka rodziny jaki jej pozostał. Ale on nie wyszedł już nigdy. To właśnie wtedy po raz kolejny doświadczyła dobroci ze strony rodziny Higgins. To oni siedzieli obok niej za zmianę otulając ją kocami, dając gorące napoje i pozwalając wypłakać się w swoje ramiona. Państwu Stokes także łamało się serce, gdy patrzyli na wrak, który pozostał z roześmianej dziewczynki i postanowili przygarnąć do siebie. Trochę czasu minęło, ale uśmiech na jej twarzy stopniowo powracał.
     Clarisse wzdycha ocierają łzy z budzi. Pakuje butelki z powrotem do plecaka, zapina go i wstaje z kolan. Teraz pora, żeby zebrała jak najwięcej owoców. Nie chce ponownie wychodzić z bezpiecznej jaskini. Jednak coś ją zatrzymuje, gdy rusza dalej.
     Wystrzał z armaty.
     Dziewczynka potrzebuje sekundy na połączenie wszystkich faktów. Czy to możliwe, żeby Chester popełnił samobójstwo? A może ktoś go zaatakował? Co jeśli leży już martwy w poduszkowcu? Co jeśli jest już za późno?
     Clarisse zrywa się do biegu w stronę, z której przyszła głośno wykrzykując imię przyjaciela. Nie myśli o tym, że może zwrócić na siebie uwagę innych trybutów. Biegnie ile sił krzycząc najgłośniej jak potrafi mając nadzieję, iż Chester ją usłyszy.


Trochę smutnych wspomnień i nieco akcji na końcu.
Jak wam się podoba?
Tak planuję dodawać post raz w tygodniu, bardziej systematycznie. Może w którym uda mi się wstawić dwa, w końcu niedługo zaczynają mi się ferie zimowe ;)
Piszcie w komentarzach co sądzicie ;)
Do następnego ;)

czwartek, 5 stycznia 2017

- 15 -

     Rano Clarisse budzi się sama w śpiworze z rękawiczkami na dłoniach i wilkami wokół siebie. Jak najciszej siada starając się nie zbudzić zwierząt, jednak są na tyle wyczulone, że wiedzą o jej przebudzeniu. Zwracają na nią najmniejszej uwagi. Rozgląda się po grocie, lecz nigdzie nie zauważa Chestera. Przez kilka strasznych sekund przed jej oczami pojawia się obraz jak zmiechy rozszarpują przyjaciela na strzępy, a później oblizują jego kości. Ze strachem wodzi po jaskini szukając sterty kości, która pozostała po chłopaku. Z niewyobrażalną ulgą stwierdza, że ich nie ma. Przez jej ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. dopiero teraz uświadamia sobie, że dygocze z zimna. Najwyraźniej organizatorzy zaczynają kombinować przy temperaturze na arenie.
     Owija się mocniej śpiworem i przybliża do największego z wilków. Głos w jej głowie nakazuje jej, żeby wstać i poszukać Chestera, jednak przyjemne ciepło zwierzęcego ciała jest silniejszą propozycją. Zaczyna się zastanawiać czy ktokolwiek jej dopinguje. Z tego co pamięta to jest, chyba, pierwszą dwunastolatką, której udało się dożyć do finałowej ósemki. Ale czy na pewno to coś dobrego? Wie, że najmłodszym z zwycięzców igrzysk jest Finnick Odair, który zwyciężył w Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach mając zaledwie czternaście lat. Wiem, że jest to wyczyn. Jeżeli udałoby się jej wygrać przyrzekłaby sama przed sobą, że nie stanie się jakąś zapatrzoną w siebie panienką. Oczywiście zamieszkałaby w Wiosce Zwycięzców w Dwunastce, a wraz z nią państwo Stokes. Jednak dzieliłaby się swoim corocznym wynagrodzeniem z innymi mieszkańcami.
     Nagle wilki zrywają się na łapy. Największy z nich wyciąga Clarisse ze śpiwora ciągnąc za jej kurtkę i postawia ją pod ścianą zasłaniając własnym ciałem. Pozostała dwójka jest już trzy metry od wyjścia przygotowana do ataku. Dziewczynka jest zdezorientowana i zszokowana tak nagłą reakcją. Potrzebuje chwili na zrozumienie całego zdarzenia.
     Ktoś odnalazł wejście do kryjówki, a wilki stają w jej obronie.
     Oddech Clarisse jest płytki i drżący. Czuje się jakby przebiegła całą arenę. Teraz słyszy to, co wilki usłyszały chwilę temu. Ciche kroki częściowi tłumione przez huczący wiatr. Pieką ją oczy, kiedy myśli o martwym ciele Chestera leżącym gdzie w lesie, a jego zabójca odnalazł ślady butów na śniegu i postanowił przyjść teraz po nią. Zaciska palce na grubym futrze wilka i zamyka oczy. Ma nadzieję, że zmiechy szybko dopadną intruza i się z nim rozprawią. Chociaż to straszne, że nachodzą ją takie myśli.
     - Whoa! Co jest?! To tylko ja! - głos roznosi się po jaskini. Clarisse od razu go rozpoznaje.
     - Chester - wypuszcza powietrze z ulgą wychodząc zza wilka i od razu rzuca się na szyję chłopaka.
     Przyjaciel natychmiast odwzajemnia uścisk patrząc nieufnie na wilki. Jeden z nich wychodzi na zewnątrz, zapewne sprawdzić czy w pobliżu nie kręci się jakiś inny trybut. Po chwili obydwoje siadają na śpiworze, Clarisse wtula się w ciepłe ciało największego wilka, który położył się tuż za jej plecami.
     - Gdzie byłeś? Myślałam już, że ktoś cię zabił - dziewczynka stara się mówić spokojnym głosem, ale przy drugim zdaniu ton sam się jej lekko podnosi.
     - Postanowiłem przejść się po lesie i zobaczyć, gdzie umieściłaś pułapki. Znalazłem tylko jedną i patrz co tam było - pokazuje zapakowane w folię upieczone mięso zwierzęcia z uśmiechem na ustach i dumnie wypina pierś. - Upiekłem też dwa króliki, które wczoraj przyniosłaś. Po drodze nazbierałem trochę owoców. Mam nadzieję, że nie nawaliłem z rozpoznaniem ich.
     Clarisse zaciekawiona przybliża się do przyjaciela. W słabym świetle  przegląda zdobycze chłopaka. Z uśmiechem na ustach chwali go za dobre rozpoznanie. Dzieli zebrane owoce na dwie kupki, tą większą wsypuje do skarpetek, a resztę rozkłada na pustym opakowaniu krakersów. We dwójkę zajadają się mięsem z owocami popijając je wodą przy swobodnej rozmowie. Zdarza im się nawet kilka razy zażartować. Chester jest w tym dużo lepszy niż Clarisse. Za to ona bije na głowę chłopaka w robieniu zabawnych min. Jak sama to stwierdza, ma w tym niezłą  wprawę oraz prawdopodobnie odziedziczyła tę umiejętność po tacie.
     Po zjedzonym posiłku postanawiają razem zobaczyć do pułapek oraz napełnić butelki. Idą ramie w ramię, a zmieszańce trzymają się ich z odległością kilku metrów. Chester podejrzewa, że Clarisse zdążyła już podbić wilcze serca tak samo jak zrobiła to z ludźmi w Dwunastce. Przez całą drogę rozmawiają. Dziewczynka czuje się u jego boku na tyle bezpiecznie, że zapomina o zachowaniu czujności. Kilka razy śmieje się zdecydowanie zbyt głośno, a chłopak od razu zasłania jej usta dłonią i rozgląda się wokoło. Kiedy stwierdza, że nic im nie grozi, zabiera rękę posyłając jej przyjacielski uśmiech. Nie mogą pozwolić sobie o całkowitym zapomnieniu o igrzyskach, bo przecież pozostało jedynie ośmiu trybutów. W ciągu pięciu dni poległo szesnastu. Chester zaczyna zastanawiać się czy nie będzie to jakiś rekord. Wciąga głęboko powietrze odpędzając tę myśl. Teraz ma jedynie nadzieję, że organizatorzy dadzą im choć dzień na odpoczynek od walk, od wystrzałów z armaty.
     Kiedy siedzą ponownie w grocie okazuje się, że nie wypowiedziane prośby chłopaka zostają wysłuchane. Dzisiaj na niebie nie pokazuje się żadna twarz, jedynie godło i hymn państwa.
     Chester rozkłada się wygodnie na plechach w śpiworze, a Clarisse kładzie się pomiędzy nim a alfą wilków. Po kilku minutach w grocie słychać tylko ciężki oddech zwierząt i chłopaka, ale dziewczynka nie może zasnąć. Zaczyna zastanawiać się o sensie Głodowych Igrzysk. Na Ćwieku nie raz słyszała, że istnieją po to, żeby zastraszyć ludzi w dystryktach. Kapitol w ten sposób chce pokazać swoją siłę, wyższość i przewagę nad resztą państwa. Ale czy taka jest prawda? Czy coroczne zabijanie dwudziestu trzech dzieciaków kiedyś nie zacznie działać w drugą stronę? Czy kiedyś ludzie nie postanowią się zbuntować? Czy nadejdzie jeszcze czas, gdy dystrykty ponownie się złączą i przeciwstawią stolicy? Czy Clarisse tego dożyje? Może gdyby udało jej się przeżyć igrzyska? Ale przetrwanie jej równa się śmierć Chestera. Czy ona na pewno tego chce? A może znajdzie jakiś sposób, jakikolwiek, żeby obydwoje mogli wyjść z tego żywi? Tylko jak?
     Po kilku godzinach, Clarisse sama nie wie dokładnie ilu, sen w końcu obejmuje ją swoimi słodkimi ramionami.
     Rano budzi się przed przyjacielem, ale nie rusza się ze swojego miejsca. Układa się wygodnie w śpiworze rozkoszując ciepłem otaczających ją ciał. Kiedy zamyka oczy widzi uśmiechnięte twarze swoich rodziców. Wyobraża sobie, że oni nadal żyją i czekają na nią w domu, w Dwunastce. Wraca szczęśliwie z Głodowych Igrzyska z Chesterem przy boku. Znalazła sposób na ocalenie ich dwójki. Nie ma pojęcia jak tego dokonała, ale nie jest to teraz ważne. Kiedy wysiada z pociągu od razu znajduje się w ramionach rodziców. Po twarzy kobiety spływają łzy szczęścia mocząc jej ubranie. Usta taty układają się w ten piękny uśmiech, którym obdarowuje jedynie ją i swoją żonę. Później wita się z państwem Stokes oraz rodziną Higgins. Dwunasty Dystrykt doczekał się w końcu nie jednego, a dwóch ocalałych z igrzysk. Wszyscy są szczęśliwi. W końcu przez najbliższy rok będą dostawać jedzenie i inne potrzebne rzeczy z samego Kapitolu. Idzie ramie w ramie ze swoimi rodzicami, a tuż za nią idzie Chester z rodziną. Widzi ludzi z Ćwieku oraz miasta, znajomych ze szkoły i Złożyska, a nawet samego burmistrza Undersse. Wszyscy wiwatują. Nagle nastaje cisza. Uśmiechnięte twarze przybierają kamienny wyraz. Zszokowana Clarisse spogląda na rodziców, ale nie są sobą. Zamiast ich uśmiechniętych twarzy widzi chłopaka z Dwójki z rozszarpanym gardłem oraz wieloma innymi ranami. Jego oczy są przerażająco szklane, martwe. Krzyk przerywa panującą ciszę. To jest jej krzyk.
     Dziewczynka budzi się cała pokryta potem po długiej walce ze śpiworem. Otwiera oczy. Jej panika jest tak ogromna, że potrzebuje dziecięciu minut na uświadomienie sobie, że nadal jest w jaskini. Chester próbuje utrzymywać ją w jednym miejscu, ale nie wychodzi mu to zbyt dobrze, bo nie chce zrobić jej krzywdy. Panika ustępuje miejsca szokowi, a później zdezorientowaniu.
     - Co się stało? - dyszy przyjmując butelkę z wodą od przyjaciela.
     -  W sumie to nie wiem. Spokojnie spałaś. Później jakby zwariowałaś. Zaczęłaś się rzucać i krzyczeć - tłumaczy chłopak. - Dwójka wilków wyszła na zewnątrz. Myślę, że poszły sprawdzić czy ktoś cię czasem nie usłyszał.
     Clarisse rozgląda się po całej jaskini. Dopiero teraz doszła do niej informacja o nieobecności dwóch zwierząt. Trzeci siedzi w połowie drogi między nimi a wyjściem. Bierze jeszcze kilka łyków wody i oddaje butelkę Chesterowi.
     - Krzyczałam aż tak głośno? - pyta niemal szeptem, chłopak kiwa potakująco głową.
     - Miałaś koszmar, prawda?
     - Tak - nie parzy na niego. Nie chce tego robić.
     - Opowiesz mi? - prosi, więc ona zaczyna mówić.
     Mówi, że śnili jej się rodzice, żywi, że oboje przeżyli igrzyska, że wszyscy się z tego cieszyli. Chester uśmiecha się, ale kąciki jego ust idą znacznie w dół, kiedy słyszy dalszą część snu. Mieszkańcy Dwunastki o kamiennych twarzach. Przez chwilę waha się czy powiedzieć mu o chłopaku z Dwójki. Boi się, że nazwie ją potworem, wyjdzie z jaskini lub, co gorsza, zacznie żałować, że nie zabił jej, gdy spała. W końcu, z ogromnym trudem, opowiada przyjacielowi o trybucie ze łzami w oczach nie patrząc na niego ani razu. Potem z jej ust wypływają słowa, które razem łączą się w opowieść o tym jak spotkała zmieszańców. Mówi mu wszystko co spotkało ją na arenie.
     Nastaje głucha cisza. Słychać jedynie pięć oddechów, bo wilki wróciły. Nic więcej.
     Clarisse zbiera w sobie odwagę i spogląda na chłopaka. Chester nic nie mówi tylko przyciąga ją do siebie pozwalając wypłakać jej się. Mijają minuty, a może nawet godziny, kiedy dziewczynka w końcu się uspokaja.
     - Już dobrze. Jest okej - szepcze Chester kołysząc ich ciałami delikatnie. - Będzie dobrze, obiecuję.
     Te pamiętne słowa. Powiedział je w dniu dożynek. Pamięta je doskonale.
     Clarisse bierze drżący wdech. Ciepło ciała chłopaka jest tak przyjemne, że ponownie zapada w sen. Tym razem nie atakują ją koszmary, a wizje pełne nadziei. Nadziei o bezpiecznej i szczęśliwej przyszłości.


Jak widać w tym rozdziale nic się takiego nie dzieje. Nie ma walki, nie ma tego przerażającego stresu. Myślę, że chwila oddechu od tego przyda się bohaterom. W końcu nie wiadomo co może ich spotkać następnego dnia.
A Wam jak się podoba?
Piszcie w komentarzach ;)
Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia ;)

Obserwatorzy