piątek, 27 stycznia 2017

- 17 -

     Nagle wpada na ogromne ciało brązowego wilka, który kładzie się obok jej stóp. Clarisse bez wahania wdrapuje się na jego grzbiet. Wie, że w ten sposób dostanie się dużo szybciej do przyjaciela. 
     - Szybciej! Musimy się pośpieszyć! - nie jest świadoma jak bardzo jej głos jest podniesiony.
     Na szczęście zmiechowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Wyrywa do przodu z taką siłą, że dziewczynka niemal spada z jego grzbietu. Clarisse ściska mocniej długą sierść zwierzęcia. Jej ciało przypomina sobie jak musi się ułożyć do znanego mu już rytmu biegu. Ma wrażenie, że przemieszczają się dużo szybciej niż przedtem, ale nie ma zamiaru narzekać. Jej myśli przejmuję tylko jedna osoba, Chester. Nie wie co zrobi jeżeli okaże się, że to on nie żyje. Kręci nerwowo głową pozbywając się okropnej wizji jego martwych oczu. Gdzieś z oddali słyszy głuche odgłosy walki. Metal uderzający o metal, wrzaski i... głośne warczenie wilków?
     Wilki pomagają Chesterowi!, jej umysł krzyczy.
     Albo próbują go zabić, odzywa się jakiś głos w głowie.
     Nie prawda! Zamknij się!, Clarisse warczy na ten drugi głos. I chociaż wiem, że krzyczy sama na siebie to się tym nie przejmuje. Nie ma na to teraz czasu.
     - Szybciej! Są już niedaleko! - chociaż to nie on biegnie, to jej oddech jest ciężki i nie równy.
     Wilczysko zatrzymuje się. Dziewczynka nie ma zamiaru prosić o dalszą podwózkę. Wie, że są niedaleko przyjaciela. Rozpoznaje tą okolicę. Od przyjaciela dzieli ją nie więcej niż dwieście metrów. Kiedy stoi już na własnych stopach wilk ponownie się zrywa i biegnie dalej.
     - Hej! - krzyczy za nim wściekle.
     Nie rozumie dlaczego ją zostawił skoro on sam pobiegł w stronę walki. Nie myśląc ani chwili dłużej napręża całe ciało i puszcza się biegiem. Odgłosy walki są coraz głośniejsze. Gdy wybiega zza dużego dębu staje jak wryta. Chce się ruszyć, ale czuje jakby ziemia pochłaniała jej stopy. Przed nią rozgrywa się bitwa pomiędzy zawodowcami a Chesterem i zmiechami. Na ziemi leży dziewczyna z Dwójki. Dziewczynka nie wie czy żyje, ale nie chce się o tym teraz dowiadywać. Patrzy na Chestera, który właśnie walczy z chłopakiem z mieczem, chyba jest z Jedynki. Brązowy wilk atakuje reprezentanta Czwartego Dystryktu, który Clarisse przeraża od samego początku. Chłopak jest tak silny, że odpycha od siebie cielsko zwierzaka. Tnie go jeszcze po przednich łapach oszczepem i ucieka w głąb lasu naprzeciwko dziewczynki. Szary, najmniejszy, wilk kłapie pyskiem na piękną i waleczną blondynkę, która strzela do niego z łuku. Clarisse pamięta, że w czasie szkolenia to ona była najlepsza w tej dziedzinie.
     Nagle odgłosy walki rozrywa głośny wrzask. Męski krzyk.
     Dziewczynka natychmiast patrzy w stronę przyjaciela. Z jego brzucha wystaje długo, lśniący w słonecznych promieniach miecz. Nie zastanawia się ani chwili. Wyjmuje sztylet zza passa i bez żadnego wahania rzuca go z całej siły w chłopaka z Jedynki. Broń trafia w skroń przeciwnika, który pada na ziemie sekundy później. Clarisse zrywa się i biegnie jak najszybciej w stronę leżącego na ziemi Chestera. Nie obchodzi ją teraz walka pomiędzy wilkami a ostatnią z zawodowców. Nie obchodzi ją przerażający chłopak, który uciekł chwilę temu z pola walki. Nie obchodzi ją, że staje się łatwym celem dla dziewczyny z Jedynki. Nic już się dla niej nie liczy oprócz przyjaciela.
     Pada na kolana dwa metry przed ciałem Chestera, a szybkość, którą zdążyła nabrać wypycha ją do przodu dzięki czemu ślizga się do jego boku.
     - Chester. Chester, słyszysz mnie? - obejmuje drobnymi rękoma twarz chłopaka.
     - Aniołku - jego głos jest cichy i słaby.
     - Jestem tu. Jestem.
     Chester podnosi dłoń całą umazaną od ziemi i dotyka nią policzka przyjaciółki. Ten gest jest najprawdopodobniej najbardziej czułym jakim widziały areny Głodowych Igrzysk.
     - Pamiętaj co ci mówiłem. Musisz przeżyć. Te igrzyska... to tylko głupia gra. Jesteś nadzieją, Cli. Nadzieją dla świata. Jesteś iskrą nadziei - Clarisse nie chce, żeby mówił. Jest bardzo słaby.
     Jego usta robią się jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. To przez krew. Nie jest to ogromna ilość. Dziewczynka już wie, że dla chłopaka nie ma ratunku.
     - Kocham cię, Cli. Kocham - Chester patrzy w oczy przyjaciółki uśmiechając się jakby właśnie nie umierał. Jakby był to szczęśliwy i słoneczny dzień.
     Clarisse opowiada mu tymi samymi słowami, ale nie wie czy cokolwiek zrozumiał przez je szloch. Patrzy jak jego usta prostują się, a oczy tracą blask dając miejsca przerażającej pustce. Jego dłoń zjeżdża z jej policzka. Dziewczynka obejmuje ramionami szyję przyjaciela, wtula się w niego głośno płacząc. Co czuje? Smutek? Wściekłość? Rozpacz? Nie. Czuje wszystkie emocje naraz. Czuje jakby miały ją za chwilę rozerwać.
     Krzyczy, głośno. Nie, one nie krzyczy. Ona wrzeszczy. Wrzeszczy, bo Panem to głupie państwo. Wrzeszczy, bo rząd wymyślił idiotyczny podział kraju. Wrzeszczy, bo została wylosowana na igrzyska. Wrzeszczy, bo mieszkańców Kapitolu bawi jak dzieciaki mordują się nawzajem. Wrzeszczy, bo każdy z poległych miał rodzinę do której chciał wrócić. Wrzeszczy, bo odebrano jej ukochanego przyjaciela. Wrzeszczy, bo ona nadal żyje. Wrzeszczy, bo w sobie niepohamowane zapasy gniewu, rozpaczy, smutku i żalu. Nie chce go w sobie mieć. Chce się po pozbyć. Po kilku minutach, nie ma pojęcia ilu, jej krzyki mieszają się niepohamowanym płaczem. Przez cały ten czas jedną ręką ściska kark Chestera, a drugą jego zabrudzoną koszulkę. 
     - Nienawidzę was! Nienawidzę! - krzyczy pochylając się nad martwym ciałem przyjaciela.
     Kolejne minuty mijają jej na próbie uspokojenia się. Jest pewna, że przez jej krzyki nie zwróciła uwagi na wystrzały z armat. Cicho łka, kiedy drżącymi dłońmi dotyka powiek chłopaka i zamyka jego oczy. Nie ma odwagi wyciągnąć mieczu z brzucha, jedynie patrzy na niego z nieukrytym obrzydzeniem. Całuje przyjaciela w czoło trzymając na nim usta przez kilka sekund dłużej niż powinna. Sięga po nóż przy jego pasie, którym obrabiał zwierzynę, a także po leżącą metr od niej maczetę. Przecina paski od plecaka i powoli wyciąga go z pod ciała. Wyciąga z niego wszystkie przedmioty i pakuje je do swojej torby. wstaje na drżących nogi. Chwiejnie podchodzi do chłopaka z Jedynki. Ostrożnie wyciąga z jego skroni sztylet. Chociaż jest zabójcą jej przyjaciela nie zamierza pastwić się nad jego ciałem. To bezsensu, przecież i tak nic nie poczuje. Jednak postanawia zrobić na złość organizatorom. Chcą krwawego widowiska? Na pewno nie dostaną go od niej. Wciąga głęboko powietrze i patrzy na jego twarz. Przecina paski od plecaka i przywiązuje za nie do swojego. Później sprawdzi co w nim jest. Spogląda na jego twarz. Jego zielone oczy są przerażająco martwe, ostrożnie je zamyka. 
     - Przepraszam. W domu czekała na ciebie rodzina. Wiem o tym, ale moja też na mnie czeka - pozwala, żeby jedna łza spłynęła po jej policzku.
     Wstaje i rusza w kierunku następnego poległego. Wie, że poduszkowiec nie przyleci po ciała poległych dopóki ona się od niech nie oddali. Ma tyle czasu ile tylko zechce. Następnym martwym okazuje się być dziewczyna z Dwójki, która jest od niej starsza maksymalnie trzy lata. Robi z nią dokładnie to samo co z trybutem z Pierwszego Dystryktu. Jednak ją przeprasza za to, że musiała umrzeć by ona mogła żyć. Od niej zabiera jeszcze jej broń, którą jest kolekcja noży do rzucania. Nadchodzi czas na ostatnią poległą. Jest to około siedemnastoletnia dziewczyna z Jedynki. Zabiera jej plecak, zamyka oczy i przeprasza za jej śmierć. Łuk oraz kołczan ze strzałami kładzie na jej brzuchu. Może i Clarisse ma jedynie dwanaście lat, ale nie jest głupia. Gdzieś niedaleko może czaić się ktoś inny komu przydałby się łuk, a ona nie ma zamiaru zostać zabita przez jakąś głupią strzałę. Zabrałaby go ze sobą, ale zdecydowanie woli noże.
    Clarisse po raz pierwszy od długiego czasu patrzy na wilki. Leżą spokojnie oblizując swoje rany. Nie jest pewna, ale ma wrażenie, że one nie zamierzają jej zostawić samej. Że chcą ją chronić. Największy z nich cały ten czas ją obserwował. Dziewczynka kiwa do niego delikatnie głową. Wilk wstaje, a pozostała dwójka robi to samo. Clarisse odwraca się na pięcie. Stawia powolne kroki w kierunku ciała przyjaciela. Klęka przy nim. Zrywa się nagły wiatr. Wciąga głęboko powietrze zamykając oczy. Otwiera je ze smutnym uśmiechem.
     - Obiecuję, że twoja śmierć nie pójdzie na marne. Pomszczę cię. Wrócę do domu, do naszego domu - zwraca się cicho do jego martwego ciała, ale za chwilę dodaje głośnym i pewnym siebie tonem patrząc w kierunku lasu. - Żadna śmierć nie pójdzie na marne! Żadne z nich nie zasłużyło na śmierć! Wiecie o tym bardzo dobrze!
     Clarisse wstaje na równe nogi. Przykłada do ust wskazujący, środkowy i serdeczny palec lewej dłoni i unosi ją jak najwyżej może. Jej serce zostało złamane, a wszystkie uczucia, które trzymała w sobie ujrzały światło dzienne. Nie ma zamiaru dłużej ukrywać swojej niechęci do Kapitolu, do rządu, do Głodowych Igrzysk, do organizatorów. Koniec z tym. Chce byś wojowniczką. Kimś kto może dać nadzieję innym.
     Brązowy zmiech podchodzi do niej, żeby położyć się u jej stóp. Dziewczynka wdrapuje się na jego grzbiet, po czym zwierzę wstaje i zaczyna stawiać kroki z dumnie uniesionym łbem. To tak jakby ją zrozumiał i przez swoją postawę chce powiedzieć, że jest z nią. Dwójka wilków idzie za nimi po obu stronach. wszystkie zachowują się tak samo. Zupełnie jakby próbowały powiedzieć: Tak, wiemy o co chodzi. Jesteśmy razem z nią i jesteśmy z tego dumni.


Ten trochę smutny, ale musiał taki być.
Jeśli komuś najbardziej spodobała się postać Chestera to wybacz mi. Mi także zawsze zabijają te moje ulubione postacie, nie ważne czy w filmie, książce czy serialu.
I prawdopodobne te bardziej beztroskie chwilę na arenie się skończyła. Teraz czeka finał Siedemdziesiątych Pierwszych Głodowych Igrzysk.
Do następnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy