czwartek, 16 lutego 2017

- 18 -

     Kiedy Clarisse wraz z wilkami wkracza na teren góry śnieżnej, nad polem bitwy zwisa już pięć poduszkowców. Każdy zabiera ze sobą jednego trybuta. Dziewczynka ze łzami w oczach patrzy jak srebrne kleszcze zabierają poległych.
     Jednym z nich jest Chester, rozpacza w myślach.
     Po jej twarzy łzy wciąż spływają, a w gardle ma ogromną gulę. Nie wie co jest gorsze, patrzenie jak przyjaciel umiera, czy umierać przez wbity w brzuch miecz. Z trudem przełyka ślinę patrząc jak poduszkowce znikają na niebie.
     Już nigdy go nie zobaczę, jej serce drugi raz tego dnia się łamie na drobne kawałeczki.
     Schodzi z grzbietu wilka. Śnieg skrzypi pod jej stopami. Wchodzi do groty dopiero wtedy, gdy jeden ze zmiechów upewnia się, że nikogo nie ma w środku. Zrzuca ciążące jej plecaki na ziemię blisko ściany, daleko od wejścia jaskini. Zabiera z kąta śpiwór i plecak, który zostawili tu przed wyjściem. Nie trudzi się rozłożyć posłania na całą jego szerokość. Kładzie się na pomiętym śpiworze, zwinięta w kulkę łka. Stara się robić to jak najciszej jak może. Po chwili czuje obok siebie ciepło. Nie zamierza sprawdzać, który z wilków do niej podszedł. wtula się w niego mocno, a po jej twarzy wciąż ciekną łzy.
     - On nie żyje. Chester nie żyje. On nie żyje - powtarza w kółko przez następne kilka godzin płacząc, łkając, jąkając się.
     Pewnie trwałoby to dłużej gdyby nie opadła z sił. W końcu zasypia otulona ciepłem wilczego ciała, brzmieniem miarowych oddechów i własnymi łzami. Tej nocy budzi się kilka razy. Za każdym razem nie chce wracać do krainy snów, ale jest tak zmęczona, że nie daje rady utrzymać otwartych oczu. Jednak sen nie jest dobry. Śni o wydarzeniach z całych igrzysk. Dożynki, Parada Trybutów, zajęcia w Ośrodku Szkoleniowym, ostatnia rozmowa z Tatią, rzeź przy Rogu Obfitości, drzewa-zabójcy, spotkanie ze zmiechami, martwa dziewczyna z Trójki, odnalezienie Chestera, dni spokoju na arenie i w końcu wydarzenia z dzisiaj. Może gdyby się nie rozdzielili jej przyjaciel nadal by żył? Może gdyby go nie wołała nie zdradziłaby jego położenia? A może on także ją wołał? Może zwrócił na siebie uwagę zawodowców krzycząc?
     Rano budzi ją głód. Nie jadła od wczorajszego śniadania z Chesterem. Podnosi się zwilżając językiem usta i przełykając z trudem ślinę. Próbuje powstrzymać łzy, jednak kilku z nich udaje się opuścić oczy. Dopiero teraz wszystko dociera do niej bardziej dosadnie. Wszystko to co Haymitch i Chester wiedzieli od początku. Igrzyska zaczęły się już w dniu Dożynek, podczas losowania. Mają dawać rozrywkę ludziom z Kapitolu i jednocześnie zastraszać mieszkańców dystryktów. To nie jest coś sezonowego, to trwa przez cały czas. To gra, która nie ma końca. Gra, w której nie ma zwycięzców. Nie można wygrać w Głodowych Igrzyskach. Można je przeżyć, ale nie wygrać. O to w tym chodzi, wszystko zatacza się w kółko. Nawet jeżeli przeżyjesz to nigdy nie wydostaniesz się ze szponów władz. Będziesz grał w tą grę do końca swojego życia. Nie ma innego wyjścia. 
     Jest inne wyjście, odzywa się głos w jej głowie, Trzeba obalić rząd. Pokazać na co stać dystrykty. 
     Ociera policzki i przyciąga do siebie wszystkie plecaki. Sięga po pierwszy z brzegu, który nie należy do niej. Otwiera go i wykłada wszystko na śpiwór. Postanawia zrobić tak z resztą i zorientować się czym dysponuje. Układa wszystko w kupki, niektóre rzeczy powtarzają się, ale to dobrze. Nie liczy tego co jest w torbach należących do niej, bo i bez tego wychodzi dość sporo. Cztery butelki z wodą, każda mniej więcej w połowie pełna, dwie paczki suszonych owoców, trzy paczki krakersów, dwa kawałki mięsa owinięte folią, trzy fiolki jodyny, ogólnie siedem metrów liny, paczka suszonej wołowiny, dwa bandaże, dwa scyzoryki, puszka z zupą, pięć świeżych jabłek, latarka, rękawiczki i skarpetki, mała apteczka oraz dwa opakowania tabletek zbijających gorączkę i noktowizor. Odkłada okulary na materiał i zaczyna jeść. Najpierw zjada kawałki mięsa, które dzięki folii nadal są dość ciepłe. Następnie znika paczka krakersów, paczka suszonych owoców i nieco woda.
     Wzdycha. Wyciąga rzeczy z jej plecaków i liczy co w nich pozostało. Kilka garści owoców z lasu, dwie butelki pełne wody, pudełko drewnianych zapałek, gumki recepturki, dwie fiolki jodyny, mała apteczka, skarpety, dwie pary rękawiczek, maść na poparzenia, paczka suszonych owoców, noktowizor i paczka suszonej wołowiny. w sumie wszystkich zapasów jest dość sporo. Clarisse rozkłada dobytek do trzech z pięciu plecaków. W żadnych nie ma rzeczy z jednej kategorii. Dzieli wszystko tak, aby w razie szybciej ucieczki mogła zabrać jedną lub dwie torby i nadal mieć pożyteczne przedmioty. Z jej obliczeń wynika, że zostało tylko trzech trybutów. Przeraża ją to. Ona jest najsłabszą z nich. Teraz będą polowali na nią. Przez myśl przechodzi jej pomysł, żeby ukryć się na drzewie. To tam czuła się najbezpieczniej na początku igrzysk, jednak wszystko się zmieniło z pojawieniem Chestera.
     Nagle w jej głowie pojawia się inna myśl. Haymitch musiał wybrać tylko jednego z nich, któremu będzie pomagał. Ona do tej pory nie dostała ani jednego spadochronu. Czy to oznacza, że mentor wybrał Chestera? W sumie nie ma się czego dziwić. To właśnie on od początku miał dużo większe szanse na powrót do domu. Jednak teraz została ona, chłopak z Czwórki i dziewczyna z Jedenastki. Jest pewna, że oboje ją nienawidzą. Nie zdziwiłaby się gdyby połączyli siły i razem jej szukali.
     Cały ósmy dzień przesiedziała w grocie. Nie usłyszała żadnego wystrzału, co oznacza, że nadal jest ich trzech, Chyba, że pomyliła się w liczeniu. Może organizatorzy postanowili odpuścić im przez jeden dzień? Może stwierdzili, że lepiej byłoby pokazać całemu Panem załamaną dwunastolatkę? Jeżeli tak, to Clarisse jest pewna, iż przyszykują coś specjalnego na finał. Nie sądzi, żeby były to jakieś wybuchy, ale na pewno coś wywołującego duże wrażenie. Przecież nie co roku można oglądać dwunastolatkę z Dwunastego Dystryktu, która dotarła do finałowej trójki. To z pewnością robi spore zamieszanie wśród mieszkańców Kapitolu. Mózg dziewczynki zaczyna pracować sprawniej. Duże zainteresowanie jej osobą równa się chociażby kilkoma dobrymi sponsorami. Więc na co Haymitch czeka? Nie ma niczego co mógłby jej przysłać? W sumie jedzenie ma, wody także nie brakuje. Niczego jej nie brakuje, jak na razie.
     Gdy się ściemnia rozbrzmiewa hymn państwowy, a godło dumnie zawisa na ciemnym niebie. Kładzie się do śpiwora i wtula w ciało wilka. Tym razem udaje jej się przespać nieco więcej niż zeszłej nocy. Obudziła się tylko dwa razy i za każdym wydawało jej, że jest zimniej. Kiedy budzi się dziewiątego dnia, słońce już dawno wisi na niebie. Nie jest pewna, ale może być południe, a może nawet później. Jednak nie obchodzi jej to i zjada obie paczki suszonych owoców na śniadanie i jedno jabłko, a wszystko popija wodą. Ma zamiar kolejny dzień spędzić w jaskini.
     Jakiś czas później wilki wychodzą. Clarisse jest pewna, że po to, żeby coś zjeść. Ze wzroku brązowego wilczyska może niemal odczytać to co zapewne chciałby jej powiedzieć: "Będziemy niedaleko. Nie zrób sobie w tym czasie krzywdy." Więc kiwa potakująco głową. Ciągnie cały dobytek do ciemnego kąta. Kładzie kilka noży tuż obok, tak na wszelki wypadek. Siada na śpiworze, zdejmuje buty, ale tylko po to, żeby założyć dwie dodatkowe pary skarpet. Temperatura w grocie zaczyna się obniżać. Zakłada także rękawiczki na dłonie i owija się materiałem. Siedzi tak przez kilkanaście minut, ale temperatura nadal spada.
     W promieniu światła wchodzącego do groty przez małe szczeliny dostrzega jakąś postać. Łapie za nóż i rzuca nim w obcego. Teraz widzi wyraźnie chłopaka, który ją naszedł. Jest to trybut z Jedynki. Ten sam, którego zabiła dwa dni temu. Jak to możliwe, że stoi tuż przed nią?
     Clarisse zaciska mocno oczy i zatyka sobie ręką usta, ale stłumiony krzyk i tak się przez nią wydostaje. W jej oczach pojawiają się łzy, które ściekają po policzkach. Płacze dusząc się. Nie może złapać oddechu. Coś jest nie tak. Mija kilka chwil, gdy w końcu udaje jej się uspokoić. Otwiera powoli przerażone oczy tym co może zobaczyć. Chłopak  zniknął. Na podłodze leży nóż, którym rzuciła. dopiero teraz uświadamia sobie, że trybut był wyłącznie wytworem jej wyobraźni. On już nie żyje. Zabiła go, kiedy on zabił Chestera.
     Dziewczynka szczelnie okrywa się śpiworem, ale i tak drży z zimna. Nagle słyszy jakiś dźwięk. Zaciska oczy powtarzając sobie w kółko, że wyobraźnia płata jej figle. Ten dźwięk nie jest odgłosem żadnych kroków. Coś opada na śnieg z charakterystycznym brzdękiem. Nastaje chwila podczas, której walczy ze sobą co powinna zrobić. Postanawia zobaczyć co to jest. 
     Wstaje powoli z nożem w ręce. Jest lekki, a jego ostrze długie. Łatwo będzie jej nim rzucić lub zadać szybki cios. Stawia powoli kroki w kierunku wyjścia, stara się to robić najciszej jak tylko może. Serce wali jej jak oszalałe, a oddech jest płytki. Czuje jakby miała za chwilę zwrócić wszystko co zjadła przez całe życie. 
     Jest blisko wyjścia.
     Mruży oczy, żeby lepiej widzieć, choć nie jest pewna czy to coś da. Wychodzi na zewnątrz, światło dzienne trochę ją oślepia, ale szybko się przyzwyczaja. Dokładnie rozgląda się po okolicy. Niczego podejrzanego nie zauważa. Już chce wracać, gdy zauważa średniej wielkości koszyk prawe cały przykryty srebrnym spadochronem. Jej usta formują się w uśmiech, który szybko znika. Gdzieś dalej słyszy skrzypnięcie śniegu. Odwraca głowę w tamtą stronę, ale to tylko trójka wilków wraca z polowania. Chce wnieść znalezisko do środka, ale czarny zmiech ją w tym wyręcza. Clarisse gna do środka i przesuwa dobytek w poprzednie miejsce. Siada na śpiworze i od razu zabiera się do oglądania prezentu z latarka w ręce. Otwiera koszyk i pierwsze co widzi to ciemny materiał. wyciąga go, jest to kurtka z puchu. Dziewczynka od razu zakłada ją na ramiona i zapina. Coś paruje ze środka koszyka, więc zagląda do niego ponownie. Wyciąga resztę jego zawartości. Jest to jedzenie, gorące jedzenie. Clarisse widzi jedno z przepysznych dań, które jadła w Kapitolu, ciepłe bułki, butelkę soku owocowego oraz dwa duże termosy. Odkręca każdy po kolei i przykłada do nosa. W jednym jest gorące mleko, a w drugim gorąca czekolada. Ona sama jest wniebowzięta.
     - Dziękuję - mówi głośno do przestrzeni z lekkim uśmiechem.
     Zjada część jedzenia i popija go mlekiem oraz sokiem. Resztę zostawia na później schowaną w koszyku. Po kilku godzinach ponownie układa się w śpiworze. Zasypia wtulona w ciało wilka. Tym razem śnią jej się wszystkie chwile jakie spędziła z Chesterem. Pomimo tych przerażających jest sporo radosnych. Clarisse nie ma zamiaru kiedykolwiek zapomnieć o odważnym chłopaku z rodziny Higgins.
     Dziesiątego dnia na arenie budzi ją przerażające zimno. Jeszcze wczoraj nie myślała, że może być jeszcze zimniej. Już wie, że jednak może. Jest pewna zabawy organizatorów temperaturą. Chcą, aby wyszła z ukrycia i stoczyła ostateczny pojedynek. Musi szybko przemyśleć co ukryje w jaskini, a co zabierze ze sobą. Decyduje się zjeść resztę ciepłego posiłku, który popija resztą soku i pełnym termosem gorącej czekolady. Przegląda jeszcze raz plecaki i zabiera ten, który jej zdaniem ma najpotrzebniejsze przedmioty, ale nie jest także za ciężki. Resztę ukrywa w ciemnym kącie. wychodzi z groty w towarzystwie wilków. wdrapuje się na grzbiet największego z nich i mkną przez las. 
     Trzy godziny potem zjada paczkę suszonej wołowiny i popija to wodą. Po drodze mijają małe jezioro, w którym Clarisse przemywa twarz i ręce. Ściąga także puchową kurtkę, rękawiczki i dwie pary skarpet. Robi się coraz cieplej, a ona nadal nie wie co organizatorzy mogą szykować. To jasne, że chcą doprowadzić do spotkania ostatnich żyjących trybutów w jakiś efektowny sposób. Cokolwiek by to nie było dziewczynka nie zamierza poddać się bez walki. Obiecała Chesterowi, że zrobi wszystko, aby wrócić do domu. Nie wie o co dokładnie mu chodziło, ale chce się tego dowiedzieć, a żeby to zrobić musi przeżyć.
     Śpiew ptaków wokół jeziora nagle znika. Clarisse schyla się ukrywając za pobliskim głazem i rozgląda się dokoła uważnie nasłuchując. Cisze przerywają cztery oddechy i jakieś dziwne trzaski. Do jej nosa dochodzi zapach duszącego dymu. Wychyla się zza dużego kamienia, a jej oczy powiększają się do granic możliwości. Las z drugiej strony jeziora płonie. Ogień nie pozostawia nic oprócz czarnej ziemi. Pożar rozprzestrzenia się w niewyobrażalnym pędzie. Już objął swoimi mackami trzy strony zbiornika wody. Clarisse bez chwili wahania zapina do końca plecak, do którego chwilę temu włożyła ściągnięte rzeczy. Zakłada go i wdrapuje się na grzbiet brązowego zmiecha. Zwierzę od razu zrywa się do biegu. Dziewczynka ogląda się przez ramię. Wydaje jej się, że ogień przemieszcza się coraz szybciej. Wilki biegną z zawrotną prędkością, ale płomienie i tak ścigają ich z odstępem mniej więcej trzystu metrów. wbiegają na nieznany dla niej teren. Nie ma bladego pojęcia, gdzie są, ale nie to teraz zajmuje jej myśli. Ziemia wokół nich od czasu do czasu eksploduje. Zupełnie jakby gdzieś na niebie latały bombowce z ubiegłej wojny.
     Las zaczyna być mniej gęsty. Clarisse zauważa przebłyski jasności przed sobą. Ziemia wybucha kilka metrów za nimi. Siła uderzenia jest tak duża, że wszyscy lecą do przodu. Dziewczynka intuicyjnie zamyka oczy, gdy traci kontakt z wilkiem. Z jej gardła wydobywa się głośny krzyk, który jest przytłumiony odgłosami dalszych eksplozji. Przez kilka strasznych sekund leci w powietrzu bezwiednie jakby była szmacianą lalką rzuconą w dal. I kiedy myśli, że spada do jakiejś głębokiej dziury, upada bardzo boleśnie. Odbija się prawym bokiem od ziemi i leci kawałek dalej, żeby odbić się jeszcze dwa razy - pierwszy o tył, drugi o lewy bok ciała - aż w końcu ląduje na plechach. Wszędzie czuje bolesne pulsowanie. Nie ma chyba żadnej części ciała, która ją nie boli. Dyszy, oddech ma płytki i ciężki. Słyszy jęk zwierząt, a odgłosy wybuchów i trzaski płomieni znikają. Po kilku minutach, które przeżywa w cierpieniu, w końcu znajduje w sobie siłę, aby otworzyć oczy. Widzi niezwykle błękitne niebo z puszystymi, białymi chmurami. Przez chwilę nie czuje rąk ani nóg, ale to mija. Przekręca głowę w lewo z jękiem. Leży na jasnobrązowym piasku, a dwa metry od niej ziemia się kończy, dalej widać tylko wodę. 
     Klif, szepcze w myślach, Gdybym z niego spadła pole siłowe wyrzuciłoby mnie z powrotem na ląd?
     W tej chwili nie chce próbować tego sposobu. Nie zamierza umrzeć. Nawet jeżeli teraz czuje taki ból. Nie może się poddać, przecież obiecała.
     Odwraca głowę w drugą stronę. Trzy wielkie wilki powoli zaczynają wstawać, otrząsają się. Jeden z nich upada z powrotem, zapewne oberwał najmocniej. Clarisse zbiera się w sobie. Porusza palcami wszystkich kończyn. Czuje ból, ale nie jest najgorszy. Podejrzewa liczne obicia. Bierze głęboki wdech i powoli porusza nogami. Najpierw lewą - trochę boli, dziwnie by było jakby nie, - a potem prawą. Przeszywa ją rwący ból w okolicach kostki. Z oczu spływają łzy. Po dłuższej chwili budowania w sobie odwagi zaczyna poruszać lewą ręką. Czuje kłucie, ale zdecydowanie mniejsze niż w nogach. Przesuwa prawą kończynę i wybucha płaczem. Z pewnością jest złamana, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
     Jej oddech drży.
     Na całym ciele czuje niezliczone pieczenia i kłucia, ale to właśnie prawa strona ciała oberwała najbardziej. 
     Cli, musisz się podnieść! Jesteś za łatwym celem! Rusz się, teraz!, krzyczy na samą siebie.
     Obraca się na lewą stronę i powoli opiera swój ciężar na kolanach i lewej ręce, prawą natomiast przyciska do klatki piersiowej. Ostrożnie wstaje uważając na bolącą kostkę. Nagle rozlega się przerażający ryk zwierzęcia.
     Clarisse od razu szuka jego źródła. Jest nim szary wilk przebity lśniącym, srebrnym oszczepem.
     Oszczep!, panikuje w myślach, Już tu są!
     Jej myśli gnają gorączkowo. Ból pochłonął ją tak bardzo, że nie zauważyła jak wysoki chłopak wyszedł z lasu. Całe jego ciało okrywa srebrzysty pancerz. Jest dobrze zbudowany z krótko ściętymi włosami w kolorze węgla. Na plecach ma jeszcze dwa oszczepy, a w lewej dłoni ściska zabrudzoną krwią maczetę, która wygląda na świeżą. Przeraża ją kamiennym wyrazem twarzy i bronią.
     Dziewczynka rozgląda się gorączkowo, ale nigdzie nie zauważa pozostałych dwóch zmiechów. Zostawiły ją? Na łasce tej maszyny do zabijania? Już po niej. Nawet gdyby chciała rzucić w niego nożem to nie dałaby rady. Jest zbyt słaba. Jednak pomimo wszystkich oporów sięga do pasa po nóż. Zdziwiona patrzy w dół, kiedy jej dłoń napotyka tylko ubrudzony ziemią, prochem i krwią materiał ubrania. Podczas upadku musiała zgubić jedyną broń, którą miała na wierzchu. Zapasowe dwa noże znajdują się w plecaku, który także gdzieś przepadły. Z jednej strony jest to na jej korzyść, bo broń nie wbiła się w jej ciało, ale z drugiej nie ma się czym teraz obronić. Musi spróbować czegoś innego. Chce powiedzieć wszystko o strategii rządu, którą z czasem odkryła.
     - To tylko gra! To jest ich głupia gra! - krzyczy najgłośniej jak umie do zbliżającego się wolnym krokiem chłopaka. - Jesteśmy tylko pionkami w grze! Oni chcą zastraszyć innych za naszym pośrednictwem! Nawet jeżeli przeżyjesz to i tak będziesz dla nich nikim!
     O mało co nie spada z klifu, gdy cofa się przerażona niewzruszonym wyrazem twarzy przeciwnika. Nawet nie zauważa, że łzy ściekają po jej policzkach. Dalej wykrzykuje to co myśli o Kapitolu. Nagle z boku słychać donośne warczenie.
     Wilki, czuje ogromną ulgę. 
     Chłopak sięga za jeden z oszczepów w tym samym czasie, w którym zmiechy wyrywają do przodu. Trybut rzuca bronią w stronę dziewczynki tuż przed tym jak zostaje zaatakowany przez zwierzę o czarnej sierści. Usta Clarisse otwierają się, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobywa. Słyszy wystrzał z armaty. nie ma czasu zastanowienie się co zrobić, bo przed nią pojawia się wielkie ciało brązowego zmieszańca, który głośno wyje. Jego ciężar popycha ją i oboje tracą grunt pod nogami. Z gardła dziewczynki wydobywa się krzyk, którego nie jest w żadnym stopniu świadoma.  
     Spada w dół.
     Uderza o wodę z ogromną siłą.
     Widzi jak nieruchome ciało wilka znika w ciemnościach. Macha jedną ręką i nogami rozpaczliwie próbując wydostać się z wody. w jednej chwili zapomina o kilku lekcjach pływania jakich udzielił jej kiedyś tata w stawie obok Dwunastki. Silny prąd pcha ją w stronę skalnego muru. Jej drobne ciało z dużą siłą uderza o twardą ścianę pozbawiając ją resztek powietrza z płuc.
     Już nie czuje bólu. Nic już nie czuje, nic nie widzi. 
     Ciało Clarisse opada pięć metrów w dół zatrzymując się na małej, skalnej półce.


To nie jest ostatni rozdział!
Tak tylko uświadamiam.
Myślałam, żeby zrobić z niego dwa, ale w końcu zdecydowałam się go pozostawić jako jeden. 
Jak ktoś polubił Chestera to zapewne może być na mnie zły. Mi też zawsze zabijają tych, których lubię. 
Mam nadzieję, że się Wam podobał.
Do następnego ;)

Obserwatorzy