Z Pałacu Sprawiedliwości do dworca docierają samochodem. Przez ten krótki przejazd nastolatkowie wysłuchują, a raczej udają, jak Effie Trinket opowiada o luksusach jakie panują w Kapitolu.
Na peronie jest pełno kamer. Clarisse czuje uścisk na ramieniu, więc spogląda w górę. Chester obejmuje ją opiekuńczo ramieniem i uśmiecha się blado. Próbuje dodać jej otuchy, odwzajemnia gest. Na ekranie na boku jednego z budynków pojawia się dwójka wylosowanych nastolatków, a Clarisse zastanawia się czy to naprawdę ostatni raz, gdy widzi Dwunastkę.
Przez kolejne minuty muszą stać w wejściu do wagonu, żeby kamery mogły ich dobrze uchwycić. Dziewczynka gniecie koszulę chłopaka na jego plecach ze zdenerwowania, dlatego Chester przyciska ją bardziej do siebie. Wie, że jego towarzyszka się denerwuje. Wie, że jest przerażona, tak samo jak on.
Klamka zapadła. Koniec tematu. Już nigdy nie zobaczą żadnej znajomej twarzy. Nigdy, myśli dziewczynka, gdy drzwi pociągu się zamykają.
Początkowo obydwoje dziwnie się czują, gdy stoją w miejscu, a świat zza oknem zmienia się bardzo szybko. Nigdy nie mieli możliwości jazdy pociągiem, ponieważ wszelkie podróże są zabronione, wyjątkiem są zatwierdzone przez wyżej ustawionych ludzi. Wsadzono ich do kapitolińskiej maszyny, dzięki której do stolicy dotrą już jutro.
Effie popycha podopiecznych w głąb pojazdu. Wszystko urządzone jest bardzo luksusowo. Na sufitach wiszą żyrandole z szlachetnymi kamieniami, a podłoga jest pokryta miękkimi dywanami. Prawie w ogóle nie czuć zawrotnej prędkości z jaką się poruszają. Clarisse i Chester są oczarowani wyglądem, ale także w pewnym sensie przytłoczonym panującym tu przepychem.
Każde z nich dostaje pomieszczenie do swojej dyspozycji z łazienką oraz garderobą. Clarisse wcześniej miała wspólny pokój z rodzicami, a następnie z państwem Stokes. Trinket informuje ich, że mogą robić co chcą, ponieważ wszystko jest do ich dyspozycji. Mają się stawić na kolacje za godzinę. Kiwają potulnie głowami na znak, że rozumieją.
Clarisse wchodzi do łazienki i zrzuca z siebie ubranie na podłogę. Po raz pierwszy w życiu bierze prysznic przez co ma małe problemy z jego użytkowaniem, ale szybko pojmuje jak działa. Czuje się jakby wyszła na deszcz. Używa kapitolińskich kosmetyków o miłym zapachu. Nie potrafi stwierdzić jaka dokładnie roślina tak pachnie, ale z pewnością jest to kwiat. W Dwunastce rosną tylko polne kwiaty. Niektóre są naprawdę ładne, ale jeszcze nie spotkała żadnego, który pachniałby tak pięknie jak te kosmetyki. Zakłada błękitną, za dużą, koszulę i czarne spodnie.
Drzwi się otwierają, a od ich progu słychać entuzjastyczny głos Effie Trinket. Dziewczynka idzie za nią wąskimi korytarzami i zastanawia się jakim cudem ta kobieta utrzymuje równowagę na tak wysokich szpilkach. Rozumie, że w Kapitolu może jest to normą, ale takie buty nie wydają się wygodne do chodzenia na co dzień. Effie nieoczekiwanie zatrzymuje się przez co o mało na nią nie wpada. Clarisse stoi i patrzy na jadalnie, której ściany pokryte są granatowym wzorem. Gdzie nie gdzie widać złote wstawki. Ludzie w Dwunastym Dystrykcie głodują, a kapitolczycy pławią się w luksusach.
- Gdzie jest Haymitch? - pyta Effie, kiedy zajmuje puste krzesło przy stole.
- Kiedy go widziałem, powiedział, że idzie spać. - wyjawia Chester.
- Miał ciężki dzień. - wzdycha Effie.
Clarisse parska śmiechem przez co ściąga na siebie surowe spojrzenie kobiety.
- A co było w nim takiego ciężkiego? Że musiał wyjść na dwór? - pyta, ale nie uzyskuje żadnej odpowiedzi. Chłopak obok niej uśmiecha się pod nosem, więc trąca go lekko łokciem.
Może nie zawsze jest najmilszą osobą na świecie, ale inni też nie są bez winy. Chyba jeszcze nikt od dłuższego czasu nie widział Haymitcha Abernathy w pełni trzeźwego. Zaczął nadużywać alkoholu, kiedy jego podopieczni rok za rokiem ginęli na arenie. Jednak Clarisse nie jest do końca przekonana, że jest to prawdziwy powód.
Przez resztę kolacji dziewczynka nie odzywa się ani słowem. Na stół wjeżdżają nowe potrawy, a ona wącha je zanim cokolwiek włoży do ust. Effie się przez to denerwuje, a Chester śmieje. Nie może uwierzyć, że w Kapitolu aż tyle jedzą. Zupa, obszerne drugie danie, owoce i deser. To dla niej za dużo. Po zjedzeniu tego wszystkiego ma wrażenie jakby całe to jedzenie buntuje się przeciwko niej i na siłę chce uwolnić się z żołądka. Kiedy patrzy na Chestera widzi, że czuje się podobnie. Skóra jego twarzy robi się nieco zielonkawa.
Przechodzą do innego przedziału, który okazuje się salonem z wielkim telewizorem. Oglądają relację z dzisiejszego dnia, dożynki z każdego dystryktu. Jedno po drugim, a Clarisse stara się znaleźć tych, którzy mogą okazać się najgroźniejsi. Zapamiętuje dobrze zbudowanych chłopaków z Pierwszego i drugiego Dystryktu. wystraszoną blondynkę z Trzeciego Dystryktu, która jest może z dwa lata starsza od niej, Chłopaka z kamiennym wyrazem twarzy z Czwórki. Płaczące rodzeństwo z Siódemki. Na koniec jej uwagę przykuwa chudy chłopak w jej wieku z Jedenastego Dystryktu. widać jak jego szczęka drga, ale ani jedna łza nie opuszcza oczu. Na końcu pokazują Dwunasty dystrykt. Patrzy jak Effie musi powtarzać dwukrotnie jej nazwisko. Następnie pojawia się wstrząśnięta twarz dwunastolatki. Jest jedynym wylosowanym, który został przyprowadzony do schodów Pałacu Sprawiedliwości przez Strażników Pokoju. Chester zostaje wylosowany. Z poważną miną zajmuje wytyczone miejsce. Obejmują się i dopiero teraz zauważa jak jej ręce drżały. Rozbrzmiewa hymn i program się kończy.
Kiedy Effie otwiera już usta, żeby coś powiedzieć do pomieszczenia wchodzi zachwiany Haymitch.
- Przegapiłem coś? - pyta podpierając się o pobliską ścianę, żeby uniknąć zderzenia z podłogą.
- Och, kolację i wspólne oglądanie dożynek. - szczebiocze Effie, ale w jej głosie słychać jakąś nową nutę.
Jest to zapewne spowodowane małą niechęcią tych dwojga względem siebie. Albo też faktem, że mężczyzna znowu zażył zbyt duża ilość alkoholu.
- Czyli nic ważnego. - bełkocze, rozciągając się na jeden z kanap.
Clarisse unosi brew ku górze, ale trzyma usta szczelnie zamknięte. Widziała już jak reagują pijani ludzie na Ćwieku, kiedy ktoś mówi im jakąś uszczypliwą uwagę. Boi się, że Haymitch mógłby się na nią rzucić rozzłoszczony.
Przez kolejne minuty wysłuchuje rozmowy Effie i Chestera, a jednocześnie patrzy na cicho pochrapującego mężczyznę. Cóż, kiedy brał udział w swoich igrzyskach był bardzo przystojny. Przez kolejne chwile patrzy na niego doszukując się zniewalającego wyglądu, ale nic nie odnajduje. Widzi wysokiego mężczyznę przez czterdziestką z dłuższymi blond włosami. Jego sylwetka nie jest idealna, ale nie jest też bardzo przy kości. Wygląda dość... typowo? Normalnie?
Mentorzy są po to, żeby pomóc trybutom. W końcu sami kiedyś byli na arenie. Ale w jaki sposób człowiek, który nie radzi sobie z własną teraźniejszością ma pomóc jej przetrwać? Nie znajdzie jej sponsorów będąc pijanym, więc musi go przekonać, że ona i Chester mają szansę wrócić do Dwunastego Dystryktu. Tylko zapomina o jednym. Z Głodowych Igrzysk może wrócić jedna osoba.
Gdy Clarisse przestaje wpatrywać się w mentora, wstaje z kanapy i mówi pozostałej dwójce, że idzie spać. Uśmiecha się do nich, kiedy życzą jej miłych snów. Przechodzi przez metalowy korytarz pociągu i zatrzymuje się dopiero w swoim tymczasowym pokoju. Ściąga buty i idzie do łazienki. Podnosi z podłogi ubrania z dożynek i złożone odkłada do garderoby. Następnie rzuca się na wielkie łóżko, które okazuje się niesamowicie wygodne. Wzdycha, gładzi przyjemny w dotyku materiał. Zastanawia się co teraz robią Magde i Cass. Płaczą? Ma nadzieję, że nie. Nie chce być powodem ich łez.
Przez te rozmyślania uświadamia sobie jak samotnie się czuje. Ten dzień jest jedynym z najgorszych dni w całym jej życiu. Chociaż z pewnością te jeszcze gorsze zaczną się dopiero wtedy, gdy będzie na arenie. Dlaczego ludzie po prostu nie mogliby się sprzeciwić? Nikt nie bierze broni do rąk. Nikt nie walczy. Nikt nie umiera. Proste, no może nie do końca. Kapitol z pewnością by się wściekł i zemścił. Wypuścił na nich jakieś zmutowane stworzenia, które zostały stworzone do zabijania wszystkiego co się rusza w zasięgu ich wzroku.
Zdejmuje tylko spodnie, a następnie zakopuje się w przyjemnej kołdrze. W szufladach garderoby jest mnóstwo strojów do spania, ale nie ma siły do niej dojść. Mijają minuty, ale sen nie nadchodzi. Patrzy w ciemność zza oknem, ale w jej głowie pojawia się cały dzisiejszy dzień, jakby przeżywała go jeszcze raz. Biegnie przez las, idzie na Ćwiek, dostaje ubranie córki państwa Stokes, Magde układa jej włosy w kok, którego nie rozplątała od tamtego czasu. Następnie ściska dłoń Molly, jej nazwisko pada z ust Effie Trinket, wylosowanie Chestera. Pożegnanie z państwem Stokes i rodziną Higgins, a ona wie, że widzi ich po raz ostatni. Nie zrozumiałe słowa pana Higginsa. Pełno kamer, pociąg, góra jedzenia, oglądanie dożynek, obserwacja mentora.
Leży przez jakiś czas nieruchomo. Zaczyna liczyć skaczące gwiazdki, tak jak uczyła ją mama, ale nawet to nie pomaga. Łzy napływają do jej niebieskich oczu, więc pozwala im płynąć po swojej twarzy na poduszkę. Nigdy tego nie chciała. Nigdy nie chciała brać udziału w Głodowych Igrzyskach. Ale jednak jedzie do Kapitolu, wbrew swojej woli. Nic nie może już na to poradzić. Nikt nie może. Dzisiejszej nocy to nie ramiona Magde, nie kojące słowa Cassa, a łzy kołyszą Clarisse do snu. Tak samo jak po śmierci rodziców.
Jak widać, nie było mnie dość długo. SZOK! Niby na początku pisałam, że rozdział będzie pojawiał się co tydzień, ale jakoś nie wychodzi. Nigdy jeszcze nie miałam wakacji tak zajętych!
Jeżeli czytasz to komentuj, proszę. Chcę poznać opinię innych o moim stylu pisania i pomyśle.
Przechodzą do innego przedziału, który okazuje się salonem z wielkim telewizorem. Oglądają relację z dzisiejszego dnia, dożynki z każdego dystryktu. Jedno po drugim, a Clarisse stara się znaleźć tych, którzy mogą okazać się najgroźniejsi. Zapamiętuje dobrze zbudowanych chłopaków z Pierwszego i drugiego Dystryktu. wystraszoną blondynkę z Trzeciego Dystryktu, która jest może z dwa lata starsza od niej, Chłopaka z kamiennym wyrazem twarzy z Czwórki. Płaczące rodzeństwo z Siódemki. Na koniec jej uwagę przykuwa chudy chłopak w jej wieku z Jedenastego Dystryktu. widać jak jego szczęka drga, ale ani jedna łza nie opuszcza oczu. Na końcu pokazują Dwunasty dystrykt. Patrzy jak Effie musi powtarzać dwukrotnie jej nazwisko. Następnie pojawia się wstrząśnięta twarz dwunastolatki. Jest jedynym wylosowanym, który został przyprowadzony do schodów Pałacu Sprawiedliwości przez Strażników Pokoju. Chester zostaje wylosowany. Z poważną miną zajmuje wytyczone miejsce. Obejmują się i dopiero teraz zauważa jak jej ręce drżały. Rozbrzmiewa hymn i program się kończy.
Kiedy Effie otwiera już usta, żeby coś powiedzieć do pomieszczenia wchodzi zachwiany Haymitch.
- Przegapiłem coś? - pyta podpierając się o pobliską ścianę, żeby uniknąć zderzenia z podłogą.
- Och, kolację i wspólne oglądanie dożynek. - szczebiocze Effie, ale w jej głosie słychać jakąś nową nutę.
Jest to zapewne spowodowane małą niechęcią tych dwojga względem siebie. Albo też faktem, że mężczyzna znowu zażył zbyt duża ilość alkoholu.
- Czyli nic ważnego. - bełkocze, rozciągając się na jeden z kanap.
Clarisse unosi brew ku górze, ale trzyma usta szczelnie zamknięte. Widziała już jak reagują pijani ludzie na Ćwieku, kiedy ktoś mówi im jakąś uszczypliwą uwagę. Boi się, że Haymitch mógłby się na nią rzucić rozzłoszczony.
Przez kolejne minuty wysłuchuje rozmowy Effie i Chestera, a jednocześnie patrzy na cicho pochrapującego mężczyznę. Cóż, kiedy brał udział w swoich igrzyskach był bardzo przystojny. Przez kolejne chwile patrzy na niego doszukując się zniewalającego wyglądu, ale nic nie odnajduje. Widzi wysokiego mężczyznę przez czterdziestką z dłuższymi blond włosami. Jego sylwetka nie jest idealna, ale nie jest też bardzo przy kości. Wygląda dość... typowo? Normalnie?
Mentorzy są po to, żeby pomóc trybutom. W końcu sami kiedyś byli na arenie. Ale w jaki sposób człowiek, który nie radzi sobie z własną teraźniejszością ma pomóc jej przetrwać? Nie znajdzie jej sponsorów będąc pijanym, więc musi go przekonać, że ona i Chester mają szansę wrócić do Dwunastego Dystryktu. Tylko zapomina o jednym. Z Głodowych Igrzysk może wrócić jedna osoba.
Gdy Clarisse przestaje wpatrywać się w mentora, wstaje z kanapy i mówi pozostałej dwójce, że idzie spać. Uśmiecha się do nich, kiedy życzą jej miłych snów. Przechodzi przez metalowy korytarz pociągu i zatrzymuje się dopiero w swoim tymczasowym pokoju. Ściąga buty i idzie do łazienki. Podnosi z podłogi ubrania z dożynek i złożone odkłada do garderoby. Następnie rzuca się na wielkie łóżko, które okazuje się niesamowicie wygodne. Wzdycha, gładzi przyjemny w dotyku materiał. Zastanawia się co teraz robią Magde i Cass. Płaczą? Ma nadzieję, że nie. Nie chce być powodem ich łez.
Przez te rozmyślania uświadamia sobie jak samotnie się czuje. Ten dzień jest jedynym z najgorszych dni w całym jej życiu. Chociaż z pewnością te jeszcze gorsze zaczną się dopiero wtedy, gdy będzie na arenie. Dlaczego ludzie po prostu nie mogliby się sprzeciwić? Nikt nie bierze broni do rąk. Nikt nie walczy. Nikt nie umiera. Proste, no może nie do końca. Kapitol z pewnością by się wściekł i zemścił. Wypuścił na nich jakieś zmutowane stworzenia, które zostały stworzone do zabijania wszystkiego co się rusza w zasięgu ich wzroku.
Zdejmuje tylko spodnie, a następnie zakopuje się w przyjemnej kołdrze. W szufladach garderoby jest mnóstwo strojów do spania, ale nie ma siły do niej dojść. Mijają minuty, ale sen nie nadchodzi. Patrzy w ciemność zza oknem, ale w jej głowie pojawia się cały dzisiejszy dzień, jakby przeżywała go jeszcze raz. Biegnie przez las, idzie na Ćwiek, dostaje ubranie córki państwa Stokes, Magde układa jej włosy w kok, którego nie rozplątała od tamtego czasu. Następnie ściska dłoń Molly, jej nazwisko pada z ust Effie Trinket, wylosowanie Chestera. Pożegnanie z państwem Stokes i rodziną Higgins, a ona wie, że widzi ich po raz ostatni. Nie zrozumiałe słowa pana Higginsa. Pełno kamer, pociąg, góra jedzenia, oglądanie dożynek, obserwacja mentora.
Leży przez jakiś czas nieruchomo. Zaczyna liczyć skaczące gwiazdki, tak jak uczyła ją mama, ale nawet to nie pomaga. Łzy napływają do jej niebieskich oczu, więc pozwala im płynąć po swojej twarzy na poduszkę. Nigdy tego nie chciała. Nigdy nie chciała brać udziału w Głodowych Igrzyskach. Ale jednak jedzie do Kapitolu, wbrew swojej woli. Nic nie może już na to poradzić. Nikt nie może. Dzisiejszej nocy to nie ramiona Magde, nie kojące słowa Cassa, a łzy kołyszą Clarisse do snu. Tak samo jak po śmierci rodziców.
♣
Jak widać, nie było mnie dość długo. SZOK! Niby na początku pisałam, że rozdział będzie pojawiał się co tydzień, ale jakoś nie wychodzi. Nigdy jeszcze nie miałam wakacji tak zajętych!
Jeżeli czytasz to komentuj, proszę. Chcę poznać opinię innych o moim stylu pisania i pomyśle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz