sobota, 31 października 2015

- 9 -

     Rankiem, Clarisse budzi jedna z dziewczyn z obsługi i wręcza jej dziewczęcą sukienkę od Tatii. Kiedy dziewczynka wychodzi z łazienki, idzie do jadalni w towarzystwie młodej awoksy. Oprócz tej dwójki jest jeszcze stała obsługa i nikt więcej. Chce zapytać o Chestera, ale szybko z tego rezygnuje. Nie chce im sprawić problemów, dlatego je ile wlezie. Nie wie przecież za ile dni będzie mogła ponownie włożyć coś do ust. Oczywiście jeżeli przeżyje pierwszy dzień na arenie.
     Po śniadaniu zostaje zaprowadzona na dach budynku, gdzie czeka już lśniący poduszkowiec. Jednak, gdy wychodzi z windy zostaje zatrzymana przez Haymitcha.
     - Teraz słuchaj mnie uważnie - mówi poważnym tonem. - Rozrzucą w okół Rogu Obfitości masę rzeczy. Nic stamtąd nie bierz. Nie daj się wciągnąć w jatkę, nie o to tu chodzi. Biegniesz przed siebie, robisz jak największy dystans pomiędzy sobą a resztą. Szukasz wody i Chestera, on cię obroni przed silniejszymi. Nie zeskakuj za szybko z podestu, bo wylecisz w powietrze. Jasne? 
     - Tak, jasne. Rozumiem - kiwa głową i zaczyna iść w stronę poduszkowca.
     - Clarisse - zatrzymuje się. Haymitch podchodzi do niej szybkim krokiem. - Nie daj się zabić, aniołku.
     Uśmiechają się do siebie. Dziewczynka obejmuje szybko pas mentora i, nie dając mu czasu na zareagowanie, odsuwa się. Idzie w kierunku poduszkowca nie odwracając się ani razu. Haymitch patrzy na jej oddalającą się sylwetkę z poważnym wyrazem twarzy. 
     Gdy tylko wchodzi na pokład maszyny od razu zostaje usadzona na jednym z dwunastu metalowych krzeseł ustawionych w dwóch rzędach naprzeciw siebie. W poduszkowcu znajdują się jedynie dziewczyny, ponieważ drugi, który zabierze chłopców przyleci po ich odlocie. Dwie kobiety w sterylnie białych ubraniach podchodzą do każdej z dziewcząt ze strzykawką w dłoni.
     - Wysuń rękę - podchodzi do niej jedna z nich.
     - Co to jest? - pyta podając kobiecie niepewnie rękę, która od razu ją chwyta. 
     - Twój lokalizator - mówi wbijając igłę w wewnętrzną stronę przedramienia dziewczynki.
     No tak, myśli sobie, Kapitol przecież nie może pozwolić sobie na zgubienie trybuta.
     Nagle światło gaśnie, a poduszkowiec podnosi się w górę. Zapalają się podłużne niebieskie linie na ścianach, podłodze i suficie. Lot trwa około pół godziny. Przez ten czas żadna z dziewczyn nie odzywa się nawet słowem. Pojazd ląduje i każda po kolei z niego wychodzi z eskortą w postaci dwóch uzbrojonych strażników. Jakby ktoś miałby jeszcze szansę uciec.
     Już lecę, prycha sarkastycznie w myślach, na pewno znalazłabym jakieś wyjście z tej klatki.
     Jest prowadzona przez tunele pod areną. Wie, że idzie w kierunku przeznaczonej dla niej komory przygotowawczej. W dystryktach nazywa się to pomieszczenie zagrodą.
     Dosłownie wszystko jest utrzymane w sterylnych warunkach. Wygląda na nowe, bo w sumie takie jest. Każda arena jest wykorzystywana tylko raz, podczas jednych Głodowych Igrzysk. Później mieszkańcy Kapitolu mogą je zwiedzać. Nikt z dystryktów tego nie rozumie. Bo jak można zwiedzać miejsce, gdzie giną niewinne dzieciaki? Dla kapitolińczyków igrzyska to forma rozrywki. Niektórzy z nich spędzają na arenie wakacje. Spacerują po obszarach, gdzie ginęli trybuci, zwiedzają tunele pod nią. Mogą nawet wziąć udział w inscenizacji.
     Clarisse wchodzi do białego pomieszczenia, gdzie czeka już na nią Tatia. Od razu otacza ją ramionami, stoją tak przez dłuższą chwilę. Następnie popycha ją do łazienki, gdzie bierze prysznic i myje zęby. Ubrania są nakazane z góry, a styliści mogą odpakować paczkę z nimi dopiero w podziemiach areny przy trybucie. Kobieta pomaga dziewczynce ubrać bieliznę, proste spodnie z wieloma kieszeniami i paskiem, bluzkę z krótkim rękawem oraz cienką kurtkę z kapturem, która sięga górnej części ud. Wszystko jest w kolorze czarnym. 
     Przynajmniej pomoże mi to się lepiej ukryć, przemyka jej przez myśl. 
     - Kurtkę zaprojektowano, żeby trzymała ciepło ciała. Mogą pojawiać się zimne noce lub w jakiejś części areny może być chłodno - mówi Tatia zapinają zamek błyskawiczny ubrania. 
     Pomaga dziewczynce wsunąć buty wykonane z czarnej skóry na obcisłe skarpety, a ich podeszwy są pokryte protektorami z elastycznej gumy. Okazują się dużo wygodniejsze niż się można spodziewać. 
     - Jeszcze jeden szczegół - Tatia wyciąga z kieszeni swojego kombinezonu brudnobiały materiał.
     - To ten sam, który miałam na otwarciu? - podpytuje się.
     - Dokładnie - kobieta posyła jej subtelny uśmiech, gdy obwiązuje jedwabiem prawy nadgarstek dziewczynki zakrywając tym samym bransoletkę. 
     - Jesteś gotowa. Sprawdź, czy jest ci wygodnie.
     Dziewczynka biega po pomieszczeniu, wymachuje rękoma i nogami. Podskakuje, a następnie kiwa potakująco głową.
     - W takim razie nie mam nic więcej do zrobienia - stylistka uśmiecha się smutno.
     Obie siadają na twardej ławce pod ścianą. Clarisse coraz bardziej się denerwuje, kiedy przypomina sobie sylwetki i umiejętności pozostałych trybutów. Ociera o siebie palce, żeby czymś się zająć, ale to nie pomaga. Zaczyna się trząść ze strachu, robi jej się za gorąco i niedobrze. Oddech jej przyśpiesza. Czuje się tak samo jak w dniu dożynek, a może nawet gorzej. Za chwilę ma wyjść na arenę. Miejsce, w którym może w każdej chwili umrzeć. Ale właśnie o to chodzi w Głodowych Igrzyskach. Dzieciaki wychodzą na arenę, żeby się wzajemnie wymordować. 
     - Clarisse - Tatia zwraca na siebie uwagę dziewczynki chwytając ją za dłoń. - Chcesz porozmawiać? O czymkolwiek?
     Dziewczynka posyła jej uśmiech, ale przypomina on bardziej grymas, i kręci głową. Wie, że nie mogłaby skupić się na jakiejkolwiek rozmowie. Jej myśli zajmuje dom, Dwunasty Dystrykt. Podejrzewa, że Magde i Cass muszą się teraz czuć okropnie. Będą zmuszani do oglądania igrzysk, w których zapewne stracą kolejne dziecko. Jak oni sobie z tym poradzą? Do jej głowy napływają twarze rodziny Chestera. To miał być jego ostatni rok. Ostatnie dożynki, w których brałby udział. Żadnemu z nich szczęście nie sprzyja.
     Cisze w pomieszczeniu przerywa miły kobiecy głos mówiący, że nadeszła pora. 
     - Pamiętaj jakich rad udzielił ci Haymitch - mówi Tatia, kiedy obie wstają i podchodzą na drugi koniec pokoju. - Ufaj Chesterowi. On zrobi wszystko, żeby ci pomóc.
     Te słowa odbijają się echem w głowie dziewczynki. Dokładnie to samo powiedział jej pan Higgins w dniu dożynek w czasie pożegnań. Czyżby oni wiedzieli o czymś, o czym ona nie wie? Tylko co to może być?
     Clarisse kiwa potakująco głową. Nie może teraz rozmyślać o czymkolwiek. Musi się skupić. Nie może dać się zabić i to jeszcze na samym początku. Obiecała, że postara się wrócić. Ona nie łamie obietnic.
     - Walcz. Nie jesteś bezsilna, pamiętaj. Znikaj z pod Rogu jak najszybciej. Oddal się od innych, poszukaj wody. Haymitch na pewno ci pomoże. Tobie i Chesterowi - Tatia otacza ramionami drobne ciało dziewczynki. - Jesteś wojowniczką. Powodzenia, Węglowa Dziewczynko. 
     Z sufitu opuszcza się szklany cylinder. Clarisse wchodzi do środka. Szyba rozdziela ją od ciepła kobiety. Tatia wypycha biust do przodu dając znak podopiecznej, że ma się wyprostować. Uśmiecha się słabo i wykonuje nieme polecenie.
     Tracą ze sobą kontakt wzrokowy, gdy kapsuła zaczyna się unosić. Na kilkanaście sekund zapada ciemność. Metalowa płyta wypycha ciało dziewczynki z cylindra na świeże powietrze. Mruży oczy przez oślepiające promienie słoneczne. 
     Nagle rozbrzmiewa silny głos legendarnego spikera, Claudiusa Templesmitha.
     - Panie i panowie, Siedemdziesiąte Pierwsze Głodowe Igrzyska uważam za otwarte! I niech los zawsze wam sprzyja!


No i mamy dziewiątkę!
Jak Wam się podoba? Piszcie w komentarzach co sądzicie :)
Mam małe problemy z internetem, więc nie wiem jak to może wyglądać. Jak widać na razie internet czasem zechce ze mną współpracować, bo będą pojawiały się nowe posty. Jeżeli zaszłaby jakaś przerwa z powodu problemów technicznych to oczywiście powiadomię o tym w Informacjach po lewej stronie.
Jak tam wasze Haloween? Ktoś zebrał cukierki? A może był na imprezie? Ja osobiście dzisiaj w Mc'Donalds widziałam dwie dziewczyny przebrane za kościotrupy :)
Do następnego ;)

sobota, 24 października 2015

- 8 -

     Do drzwi puka Effie wołając ją na kolację, więc ociężale podnosi się z miękkiego materaca i rusza do jadalni. Kiedy do niej wchodzi widzi jak wszyscy siedzą już przy stole, nawet ekipy przygotowawcze. Z jakiegoś powodu Clarisse chce, żeby jej stylistka wyszła. Gdy zajmuje swoje zwyczajowe miejsce rozumie, dlaczego tego chce. Wie, że nigdy nie chciała jej zawieźć, a właśnie dzisiaj tego dokonała. Cały trud stylistów poszedł na marne przez jej impulsywność.
     Dorośli rozmawiają o pogodzie i przepysznych potrawach. Chester patrzy na dziewczynkę wymownym wzrokiem unosząc brwi. Clarisse kręci głową z grymasem i pakuje do buzi kolejny kawałek jedzenia. 
     - Dobra. Mówcie jak wam poszło? - Haymitch przerywa Hostusowi w połowie zdania na temat jakiś materiałów.
     - Chyba nie tak źle. Na początku nikt nie zwracał na mnie uwagi, ale kiedy zacząłem rzucać coraz cięższymi rzeczami w końcu na mnie spojrzeli. Potem kazali mi wyjść to wyszedłem - wzrusza ramionami chłopak.
     - A tobie, aniołku? - zwraca się do dziewczynki mentor.
     - Strzelałam z łuku. Najpierw w tarczę, później w kukły. Nie celowałam w środek. A potem wyszłam bez pozwolenia - mruczy pod nosem.
     Wszyscy zaprzestają jeść. Nawet awoksy patrzą zdziwieni na dwunastolatkę.
     - Słucham? - Effie jest przerażona. - Jak to wyszłaś bez ich pozwolenia?
     - Normalnie - wzrusza ramionami. - Nie jestem kolejnym pionkiem w ich grze. Nie jestem głupia.
      - Dobrze - Tatia próbuje opanować swój drżący głos. - Powiedziałaś, że nie celowałaś w środek. Dlaczego?
     Pytanie stylistki zaciekawiło Haymitcha bardziej niż fakt, że jego podopieczna sama udzieliła sobie pozwolenia na wyjście z pokazu indywidualnego. 
     - Bo jeśli trafiłabym za każdym razem w sam środek, a potrafię to zrobić, to pomogłaby mi to zdobyć lepszy wynik. Jednak, jak już mówiłam, nie jestem głupia - mówi beznamiętnym głosem, ponieważ dla niej to coś oczywistego. - Wyższy wynik przyciąga sponsorów do trybuta, ale także stawia go w gorszej pozycji. Zawodowcy wiedzą wtedy, że jesteś dla nich większym zagrożeniem niż mogliby wcześniej przypuszczać. 
     Wszyscy wpatrują się w drobną sylwetkę dziewczynki oszołomieni. Nikt z nich nigdy nie widział tego w ten sposób, a przecież powinni. To oni siedzą w tym rok w rok.
     Po kolacji przechodzą do salonu, gdzie oglądają w telewizji ogłoszenie wyników. Zwyczajowo zaczynają od Pierwszego Dystryktu. Najpierw pojawia się zdjęcie trybuta, a po chwili ocena jaką dostał krąży wokół niego. Zawodowcy dostają zwykle od ośmiu do jedenastu punktów. Reszta przeciętnie dostaje od pięciu do siedmiu punktów. Zaskoczeniem jest dziewczyna z Ósemki, która dostaje dziewiątkę. Wokół chudego dwunastolatka z Jedenastki krąży liczba cztery, a u jego towarzyszki siedem. Dystrykt Dwunasty pojawia się na szarym końcu. Podnoszenie ciężarów przez Chestera przyniosło dobry skutek, ponieważ zdobywa on dziewiątkę. Z ust wszystkich zebranych wydostają się słowa uznania i gratulacje. Na ekranie pojawia się twarz Clarisse, a po chwili wokół niej zjawia się piątka. Kiwa głową i od razu wstaje z kanapy. Idzie do swojego pokoju.
     Rankiem zajmuje się nią ekipa przygotowawcza. Czwórka osób skacze wokół niej aż do późnego popołudnia. Dzięki ich wysiłkom skóra dziewczynki jest niezwykle miękka, a przez te kilka dni nabrała odrobinę na wadze, dzięki czemu wygląda zdrowiej. Na paznokciach pojawił się brudnobiały kolor. Włosy związane ma w dwa kucyki i podkręcone. Twarz została posypana delikatnie pudrem, a usta przejechane jasnoróżowym błyszczykiem. Wszyscy zachwycają się dużymi, niebieskimi oczami dziewczynki i w końcu postanawiają je podkreślić. Wraca Tatia z uśmiechem trzyma kreację dla podopiecznej, która jest szczelnie zasłonięta.
     - To niespodzianka. Zamknij oczy - uśmiecha się szeroko kobieta.
     Stylistka nasuwa na ciało Clarisse delikatny materiał. Ubranie jest bardzo lekkie i przyjemne w dotyku. Podtrzymuje się Veni, kiedy na ślepo naciąga na nogi buty. Tatia poprawia materiał w kilku miejscach i doprowadza dziewczynkę przed duże lustro.
     - Możesz otworzyć oczy - informuje ją kobieta i odsuwa się w tył o kilka kroków. 
     Niebieskie oczy otwierają się, a usta lekko uchylają, gdy widzi swoje odbicie. Sukienka sięga kolan. Czarna góra stroju sięga postawy szyi, a jego rękawy są w dokładnie takim samym węglowym motywie jak kostium z otwarcia. Rozkloszowany dół ma kolor jasnej szarości, a od górnej części oddziela go brudnobiały, szeroki pasek. Buty sięgają prawie kolan i są dokładnie takie same jak rękawy ubrania, na ich górze widnieją takie same pasy jak w sukience.
     - Jest piękna - Clarisse uśmiecha się promiennie do Tatii.
     - Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz. Ekipa cię uwielbia, a mieszkańcy Kapitolu są w tobie zakochani - kobieta ściska przyjaźnie dłoń dziewczynki. - Zakładam też, że masz plan działania.
     Clarisse kiwa potakująco głową. To prawda, wie co chce zrobić.
     Wkrótce musi już iść. Prezentacja telewizyjna odbywa się w wielkim studio na parterze Ośrodka Szkoleniowego. Kiedy wyjdzie z pokoju będzie miała kilkanaście minut na dokładniejsze przemyślenie swojej strategii. Wie, że podczas imitacji wywiadu z Haymitchem poszło jej dobrze, ale teraz zaczyna się denerwować.
     - Tatia... - głos jej drży.
     - Spokojnie, skarbie. Dasz sobie radę. Pamiętaj, że oni cię już uwielbiają - przytula ją.
     Kiedy wchodzą do windy spotykają resztę ekipy Dwunastego Dystryktu. Chester ma na sobie szary garnitur oraz czarną koszulę, a z butonierki wystaje mu brudnobiała, jedwabna chustka. Ich stroje niezaprzeczalnie ponownie do siebie pasują. Haymitch i Effie także się wystroili w podobne kolory. Dziewczynka z śmiechem przyjmuje wszystkie komplementy.
     Gdy metalowe drzwi się rozsuwają widzą jak reszta trybutów stoi już w kolejne przed schodami, które prowadzą na scenę. Clarisse ponownie robi się gorąco. Wie co chce pokazać, ale boi się być osobą, na którą będzie patrzyło całe Panem.
     Ustawiają się w kolejkę, Chester jest ostatni, ponieważ dziewczyna poprzedza chłopaka z tego samego dystryktu. Jednym uchem słyszy jak Haymitch udziela im kilku rad, ale go nie słucha. Jest przerażona kamiennymi minami zawodowców. Jest najdrobniejszym trybutem tegorocznych igrzysk, nie licząc chudego chłopca z Jedenastki, który stoi przed nią. Choć nawet on jest od niej większy.
     Na scenę wchodzi pierwsza osoba, zgrabna dziewczynka z Pierwszego Dystryktu. Rozbrzmiewają okrzyki zachwytu, kiedy zasiada obok prezentera. Caeser Flickerman od jakiś czterdziestu lat prowadzi prezentację, a dzięki wielu operacją plastycznym nadal wygląda niemal identycznie. Co roku zmienia jedynie kolor przewodni swojego wizerunku. Na Siedemdziesiąte Pierwsze Głodowe Igrzyska postawił na czerwień. To właśnie w tym kolorze jest jego garnitur, włosy, usta oraz powieki. Każdy z trybutów ma swoje trzy minuty, które musi jak najlepiej wykorzystać. Chyba, że jesteś prawie dwumetrowym, dobrze zbudowanym chłopakiem to możesz zachowywać się wrogo i nieprzyjaźnie. Dokładnie tak samo jak reprezentant Drugiego Dystryktu.
     Kolejka dość szybko się zmniejsza, a Clarisse przewraca oczami na przesłodzony wizerunek dziewczyn z Piątki i Dziesiątki. Nim się ogląda stoi tuż przed schodami. W końcu pada jej nazwisko. Dziewczyna zostaje podprowadzona przez awokse po śliskich stopniach. Chwyta wyciągniętą dłoń Caesera dopiero wtedy gdy upewnia się, że jej nie jest mokra od potu.
     - Jak podoba ci się Kapitol, Clarisse? - zaczyna mężczyzna. - Jest z pewnością inny niż twój dystrykt.
     - Jest wspaniały, a jego mieszkańcy niezwykle uprzejmi. Ale jednak wolałabym być teraz w Dwunastce - uśmiecha się słodko, masując w ten sposób ukryty przekaz zawarty w ostatnim zdaniu.
     Jednak nie ucieka ono Haymitchowi. Wie, że władze mogą odebrać jej słowa jako jawny pokaz buntu przeciwko prawu panującego w Panem.
     - Co zrobiło na tobie największe wrażenie? - pyta Caeser.
     - Gorąca czekolada! W życiu nie piłam czegoś takiego. Jestem pewna, że mogłabym się od niej uzależnić. Naprawdę! - publiczność z niewiadomych dla dziewczynki przyczyń chichocze na te słowa.
     Mężczyzna zadaje jej jeszcze dwa pytania odnośnie strojów, które miała przyjemność nosić, a ona od razu wychwala Tatię. Mówi, że jest najbardziej utalentowaną osoba jaką kiedykolwiek poznała.
     - Wróćmy do momentu dożynek. Kim była kobieta, która wołała twoje imię. To twoja mama? - Caeser ścisza głos. - Możesz nam opowiedzieć o swojej rodzinie?
     Tylko nie to, myśli z przerażeniem. 
     Nie chce opowiadać, że jest sierotą i plątała się pod nogami innych. Nie może powiedzieć, że mieszka z ludźmi, którzy nie są jej rodziną, bo to wbrew prawu. Ale z drugiej strony może wykorzystać swoją sytuację rodzinną, żeby obudzić w sponsorach współczucie. W ten sposób może ktoś się nad nią ulituje i przekaże dla nich obu trochę pieniędzy.
- Nie, to nie moja mama - waha się chwilę, a publiczność milczy czekając na ciąg dalszy wypowiedzi. Do oczu dziewczynki napływają łzy. - To moja babcia, a mężczyzna, który ją trzymał to mój dziadek. Opiekują się mną, ponieważ moja mama umarła jak byłam mała. A tata... A tata zginął w wybuchu naszej kopalni.
     Roznosi się współczujące westchnienie. Wiele osób płacze nad losem drobnej istotki. Zabawne, potrafią oglądać jak dzieci mordują się wzajemnie na arenie, ale wzrusza ich los dziewczynki z biednego dystryktu,
     - Och, przepraszam. Naprawdę mi przykro, Clarisse. Naprawdę - Ceaser delikatnie obejmuje ją ramieniem, a tłum ponownie wzdycha. 
     - Nic się nie stało. Jest w porządku - dziewczynka odsuwa się od niego i uśmiecha się chociaż w jej oczach nadal są łzy, które uwydatniają ich kolor.
     Ceaser zadaje jej jeszcze kilka pytań, na które odpowiada lekko, ale w jej wypowiedziach jest ukryte drugie dno. Przejawia się w nich bunt przeciwko stolicy, igrzyskom, prawu. Wszyscy są oczarowani Węglową Dziewczynką do tego stopnia, że nie chcą się z nią rozstawać, gdy jej czas mija. 
     Zaraz po niej na scenę wchodzi Chester. Od razu zdobywa sympatie publiczności. Ludzie śmieją się o pokrzykują. Chwali kapitolińskie jedzenie i mówi, że nie rozumie trendów w stolicy. Ceaser próbuje wytłumaczyć mu kilka zagadnień związanymi z jego tajnikami wyglądu, ale Chester poddaje się niemal na początku tematu. Twierdzi, że nie jest to dla niego i woli się w to nie zagłębiać. Pomiędzy słowami dyskretnie wplątuje nawoływanie do buntu i walki. Prowadzący nawiązuje do przyjaźni między trybutami Dwunastki.
     - Pamiętam, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Wszyscy zebrali się na placu, żeby świętować nadejście Nowego Roku. Clarisse biegała od jednej osoby do drugiej z ogromnym uśmiechem na ustach - wspomina Chester. - Tańczyła, rozśmieszała wszystkich. Nie chciała, żeby ktokolwiek był smutny w ten dzień. 
     Kąciki ust dziewczynki unoszą się ku górze, gdy przypomina sobie dom. Uśmiechnięta twarze ludzi, których udało jej się rozśmieszyć. Dla niej na zawsze będzie to bezcenny widok. Populacja w Dwunastym Dystrykcie ma naprawdę mało okazji do uśmiechów. Większość z nich przymiera głodem.
     Chester schodzi ze sceny i wypuszcza głośno powietrze. Cieszy się, że to już koniec. Szybkim krokiem podchodzi do dziewczynki, obejmuje są ramieniem i prowadzi do jednej z wielu wind. Suną w górę zatrzymując się kilka razy, żeby pary z innych dystryktów mogły wysiąść na swoich piętrach. Gdy tylko przechodzą przez metalowe drzwi są obdarowani serdecznymi uśmiechami całej ekipy Dwunastki.
     - Świętnie! Byliście fantastyczni! - szczebiocze Effie przytulając ich oboje, najpierw Clarisse, potem Chestera.
     Następnie następuje fala komplementów, która nie ustaje nawet w czasie kolacji. Ekipy przygotowawcze rozwodzą się jak ludzie siedzący obok nich byli zachwyceni ostatnią parą. Żaden z głupiutkich mieszkańców Kapitolu siedzący na widowni nie zrozumiał ukrytych wzmianek o buncie z ich strony. Jednak Haymitch tak. Jest pewny, że nie tylko on. Mieszkańcy dystryktów z pewnością też wyłapali kilka przekazów pomiędzy dowcipami i uroczym zachowaniem Clarisse. Mężczyzna chce z nimi o tym porozmawiać, ale nie może przez całodobowy nadzór kamer. Przez cały czas są podsłuchiwani.
     Po posiłku przechodzą do salonu, gdzie standardowo oglądają powtórki z minionego wydarzenia. Kiedy telewizor gaśnie, ekipy przygotowawcze wychodzą wraz ze stylistami. Effie bierze swoich podopiecznych za dłonie.
     - Jestem z was taka dumna. Razem z Haymitchem stwierdziliśmy, że potrzebne wam są talizmany. Ja mam swoje stroje, Haymitch złotą bransoletkę - mężczyzna podnosi delikatnie nadgarstek ku górze na słowa kobiety. - Dlatego po ustaleniach z Tatią i Hostusem znaleźliśmy odpowiednie drobiazgi dla was.
     Nagle w dłoniach Effie pojawiają się dwa czarne pudełeczka. Podaje im po jednym i uśmiecha się zachęcająco. Chester otwiera pierwszy. Na jedwabnym materiale leży srebrny pierścień z wygrawerowanymi napisami, ale Clarisse nie może ich dojrzeć.
     - Dziękuję - chłopak mocno obejmuje opiekunkę.
     Dziewczynka otwiera swoje pudełko. Na takim samym jedwabiu leży bransoletka z białego złota. Delikatnie obraca ją na wszystkie strony dzięki czemu zauważa, że mieni się jakby była pokryta maleńkimi iskrami. Uśmiecha się dziękując. Clarisse zauważyła, że przez te kilka dni nastąpiła w Effie pewna zmiana. Jest inna. Całuje ich oba policzki i pośpiesznie wychodzi z pomieszczenia powstrzymując łzy.
     - Ostatnie rady? - odzywa się Chester po chwili ciszy.
     - Kiedy zabrzmi gong, wynoście się stamtąd. Nie bierzcie udziału w rzeźni. Zniknijcie z oczu, macie być daleko od innych. Znajdźcie źródło wody - podkreśla Haymitch. - Jasne?
     - Co potem? - pyta chłopak.
     - Nie dajemy się zabić - odpowiada mu dziewczynka.
     Twarz mężczyzny rozświetla szeroki uśmiech, potakuje głową. Ściska ramionami drobne ciało Clarisse całując ją w czoło. Przywiązał się do niej. Nigdy nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek będzie mu na kimś tak strasznie zależało. A tu nagle pojawia się ona. Bystra, uśmiechnięta, sarkastyczna, inteligentna i przebiegła. 
     Dziewczynka idzie w kierunku swojego pokoju. Słyszy jak Chester i Haymitch rozmawiają jeszcze półgłosem, ale nie wie co mówią. Jest już za daleko.
     Wchodzi do łazienki, gdzie bierze prysznic i myje zęby. Patrzy na swoje odbicie w lustrze. To ona, Clarisse Rove. Dwunastolatka z Dwunastego Dystryktu, którą pokochali mieszkańcy Kapitolu. Nie chce brać udziału w grze organizatorów, ale nie ma innego wyjścia. jej duma nie pozwala, żeby umrzeć bez walki. Obiecała swoim opiekunom, że postara się wrócić. Ma zamiar walczyć o swoje i Chestera życie do ostatniego wdechu. Wie, że z ich dwójki to on ma znacznie większe szanse na przeżycie. Chłopak jest silny, ale pomimo treningu nadal może mieć problemy z rozpoznawaniem żywności. W tej części może mu pomóc. Jedyne co musi zrobić na arenie to go odnaleźć nie dając się zabić w między czasie.
     Clarisse kładzie się do łóżka z nadzieją, że chociaż dzisiejszej nocy będzie mogła się wyspać.


Ósemka!!!
W komentarzu piszcie co sądzicie. To wiele dla mnie znaczy :)
Miłego dnia i do następnego :)

niedziela, 11 października 2015

- 7 -

     Clarisse ciężko dyszy szamotając się na łóżku. Nagle zrywa się do pozycji siedzącej całkowicie wybudzona. Jej oddech jest przyśpieszony, a serce bije jak oszalałe. Ociera dłońmi spoconą twarz. Nie przespała więcej niż cztery godziny przez przerażające koszmary. Jest pewna, że w nocy strasznie krzyczała, ale nikt jej nie usłyszał. Inaczej z pewnością ktoś by się zjawił. Jak nie Chester to chociaż obsługa. Jest tego pewna, przez co zaczyna podejrzewać, że ściany w jakiś niezrozumiały dla niej sposób nie przepuszczają dźwięków. 
     Patrzy przez wielkie okno i widzi, że dzisiejsza pogoda nie jest zbyt obiecująca. Ale ona i tak nie wystawi nosa poza mury budynku. Boli ją głowa oraz prawe przedramię, którym musiała o coś uderzyć podczas snu.
     Powoli wychodzi z łóżka, kiedy jej oddech staje się normalny. Od razu kieruje się do łazienki. Bierze orzeźwiający prysznic wmawiając sobie, że nic nie grozi Magde ani Cassowi. Wdycha pomarańczowy zapach piany, którą po chwili spłukuje. Myje zęby i ze zdziwieniem patrzy na swoje odbicie w lustrze. Cienie pod oczami są bardzo widoczne, tak samo jak blada twarz.
     Odświeżona, wysuszona i ubrana w bordowy kombinezon z bawełny wychodzi ze swojego pokoju. Haymitch nie wyznaczał dokładnej godziny, na którą wszyscy mają się stawić na śniadanie.
     Kieruje się do jadalni mając nadzieję, że znajdzie tam coś do jedzenia. Nie myli się. Stół jest zastawiony różnymi daniami, ale ona nie ma ochoty na żadną z wymyślnych potraw. Pyta się młodego mężczyzny czy może się sama obsłużyć, potakuje głową. Dziewczynka uśmiecha się do niego przyjaźnie i widzi jak jego kąciki ust delikatnie się unoszą. Nic więcej do niego nie mówi, bojąc się, że może mieć przez nią jakieś problemy. Siada. Na jej talerzu lądują grube plastry ananasa, którego próbowała wczoraj, dwie bułki z brzoskwiniowym dżemem i dojrzały banan. Na jej prośbę pojawia się wysoka szklanka z sokiem pomarańczowym. Próbuje delektować się jedzeniem, ale w jej głowie od razu pojawiają się obrazy głodujących ludzi z Dwunastego Dystryktu. 
     Zastanawia się co robi państwo Stokes. Z pewnością już dawno są na nogach i po śniadaniu. Magde jest w małej aptece lub zbiera potrzebne zioła z niewielkiego ogrodu pani Everdeen. Cass mógłby być na Ćwieku, żeby coś wymienić. Nawet nie chce myśleć jak bardzo musi im być jej żal. W oczach niemal całego dystryktu jest kruchą dziewczynką, która zawsze próbowała rozweselić osoby wokół siebie. Praktycznie każdy z mieszkańców wie, że straciła rodziców jakiś czas temu. Dlatego podziwiają ją za ta siłę, za pozytywne nastawienie. 
     Zjawiają się Chester, Effie i Haymitch, którzy życzą jej dobrego dnia, co odwzajemnia, i napełniają swoje talerze. Nagle filiżanka z gorącą czekoladą zostaje postawiona tuż obok jej talerza przez co patrzy zdziwionym wzrokiem na młoda kobietę. Ta jednak szybko się oddala na swoje stałe miejsce przy jednej ze ścian.
     - Zauważyłem, że ci zasmakowała - uśmiecha się do niej Haymitch. Jest inny od tych, które widziała. Ten wydaje się bardziej...szczery? Tak, chyba o to chodzi.
     Clarisse dziękuje cicho i upija łyk pysznego napoju. Effie zauważa wzrok jakim mężczyzna patrzy na dziewczynkę, ale postanawia się nie odzywać. Jednak wie, że jest w nim coś innego. Wydaje jej się, że od wydarzenia z pociągu jest nieco inny. Mniej pijany, bardziej skupiony. 
     Dziewczynka z trudem przełyka ostatni kęs śniadania, ponieważ właśnie w tej chwili przypomina sobie obrazy z nocnego koszmaru. Swój strach próbuje zamaskować piciem soku, ale i tak jedna osoba go zauważa.
     - Dobra, do rzeczy - Haymitch odkłada sztuce, po tym jak zjadł co najmniej trzy porcje jednej z potraw. - Szkolenie. Zawsze są trzy dni na wspólne szkolenie. Ostatniego dnia odbędą się pokazy indywidualne, ale o tym później Jeśli chcenie mogę was szkolić osobno. Decydujecie teraz.
     Bierze parę łyków ze swojej szklanki i opiera swój łokieć na stole. 
     - Myślę, że nie mamy żadnych ukrytych umiejętności - odzywa się Chester i niepewnie spogląda na towarzyszkę. Clarisse wzrusza niezgrabnie ramionami i bierze łyk czekolady. - Może pan nas szkolić razem.
     - Dobra. W takim razie mówcie co umiecie - Haymitch mierzy ich oboje wzrokiem i czeka z niecierpliwością. Ma nadzieję, że chociaż jedno z nich ma jakiś ukryty talent.
     - Jestem dość dobry w zapasach - chłopak drapie się po tyle głowy.
     - Okej, można to dobrze wykorzystać tylko trzeba wiedzieć jak. A ty. aniołku? - słowa Haymitcha zawisają w powietrzu na chwilę.
     - Potrafię łazić po drzewach, ukrywać się - Clarisse odpowiada niepewnie po dłuższej chwili.
     - Dobrze radzi sobie z nożami. Jest naprawdę dobra w znalezieniu ziół i owoców - komplementuje ją chłopak.
     Dziewczynka patrzy na niego zaskoczona, chociaż nie powinna. Przecież niejednokrotnie dobijała targu z jego rodziną. 
     - Poważnie? - Haymitch jest zaskoczony.
     Nigdy nie podejrzewał, że trafi mu się ktoś, kto polował w lesie, za granicą dystryktu. Tym bardziej nie podejrzewał, że będzie to dwunastoletnia dziewczynka z wyglądem aniołka. Co prawda nikt tego na głos nie powiedział, ale on to wywnioskował. 
     - Nie jest źle - mówi pod nosem dopijając gorący napój.
     - Cóż... Obstawiam, że musisz być silny - mentor zwraca się do chłopaka. - Na treningu mają ciężary, ale nie ujawniaj ile dokładnie potrafisz unieść. Żadne z was nie może okazać w obecności innych trybutów w czym jesteście najlepsi. Weźmiecie udział w treningu grupowym. Zajmijcie się nabyciem nowych umiejętności i doszkoleniem tych, które wam za bardzo nie wychodzą.
     - Mamy się trzymać razem, prawda? - upewnia się Chester.
     - Dokładnie. Jak drużyna - przytakuje mężczyzna.
     - Nie lepiej, żebym poobserwowała innych? - pyta dziewczynka, przez co wszyscy patrzą na nią zdziwieni. - Zobaczyłabym co jest ich mocną stroną, a co gorszą. W ten sposób moglibyśmy mieć chociaż niewielki obraz na to z kim znajdziemy się na arenie.
     - To genialny pomysł! - piszczy Effie klaszcząc w dłonie, a Haymitch kiwa jedynie głowa z uznaniem. 
     - Możecie już iść. Effie zabierze was na szkolenie, więc czekajcie na nią o dziesiątek przy windzie.
     Przytakują głowami i wracają do swoich pokoi. Clarisse kładzie się na łóżko i nawet nie zauważa, kiedy zasypia. Budzi się pięć minut przed wyznaczonym czasem spotkania. Widzi jak tuż obok niej leży czarny kombinezon z czerwonymi pasami i białym numerem dwanaście na plecach. Od razu rozumie, że ma się w to przebrać. Zakłada także buty na kostkę do kompletu, które okazują się bardzo wygodne. Gna do windy, gdzie spotyka Chestera i Effie. Zjeżdżają razem w dół, gdzie znajduje się sala treningowa.
     Jest już tam reszta trybutów ubranych dokładnie w takie same ubrania, różnią się one jedynie numerami dystryktów. Wszyscy zbierają się wokół kobiety o atletycznej budowie ciała, która wyjaśnia zasady, Uczestnicy mogą swobodnie przemieszczać się między stanowiskami rozmieszczonymi po całej sali. Nie wolno im się angażować w walki między trybutami, od tego są wyznaczeni specjalni asystenci. Clarisse skanuje wszystkich rywali, gdy kobieta odczytuje listę stanowisk. Jest najdrobniejsza z nich wszystkich. Jednak jej to nie sprawia przykrości, ponieważ może to na swój sposób wykorzystać. Żaden zaślepiony rządzą mordu trybut nie skupi za bardzo uwagi na kościstym dzieciaku z bidnego dystryktu, będzie miał na głowie dużo groźniejszych przeciwników, 
     - Od czego zaczynamy? - pyta Chester, gdy kobieta odchodzi. 
     - Węzły - odpowiada krótko patrząc na jakie stanowiska udali się inni trybuci.
     Oboje opanowują prostą pułapkę na zwierzynę dość szybko dzięki czemu instruktor pokazuje im jedną na ludzi. Spędzają tam jeszcze godzinę i ruszają do innego stanowiska. Dziewczynka choć wykonuje polecenia instruktorów to przez cały czas obserwuje innych. Przede wszystkim zwraca uwagę na reprezentantów Pierwszego, Drugiego i Czwartego Dystryktu, którzy są szkoleni od wczesnej młodości. Inni zwykle mówią na nich zawodowcy lub karierowcy. Zwykle to właśnie jeden z nich wychodzi cało z areny.
     Blondynka z Jedynki bardzo dobrze posługuje się łukiem, ale za to gorzej jej idzie w walce wręcz. Wysoki chłopak z Dwójki świetnie radzi sobie z każdą bronią, ale kuleje przy stanowisku z rozpalaniem ognia oraz rozpoznawaniu żywności. Za to dziewczyna, która z nim przyjechała radzi sobie nieźle z rzutami nożami. Może nie trafia za każdym razem celnie, ale z pewnością jest to jej można strona. Para z Czwórki niemal przez cały czas stoi przy stanowisku z harpunami i oszczepami, co wychodzi im najlepiej. Chłopak z tego dystryktu przeraża dziewczynkę, więc od razu odwraca od niego wzrok. Dziewczyna z Ósemki wygląda na jakieś siedemnaście lat, jest dobrze zbudowana. Podnosi ciężary, których przed chwilą nie mógł unieść chłopak z Dziewiątki.
     Śniadanie i kolację trybuci zjadają w swoich apartamentach, ale do lunchu zasiadają stołówce obok sali treningowej. Zawodowcy siadają przy jednym stoliku i zachowują się niezwykle głośno. Chester siada naprzeciwko dziewczynki i zaczyna luźną rozmowę. Często się śmieje przez opowiadane sobie historię, co zwraca uwagę nawet karierowiców. Żadne z nich nie przykłada jednak do tego uwagi.
     Drugiego dnia Clarisse i Chester skupiają się na łucznictwie. Clarisse ma dobre oko, co przykuwa uwagę pary z Jedenastki i Trójki. Po godzinie zaczynają trenować wspinaczkę.
     - Zauważyłaś jeszcze kogoś stanowiącego większe zagrożenie? - pyta chłopak.
     - Dziewczyny z Trójki i Ósemki. Chłopak z Dziewiątki - mówi monotonnie dziewczynka wchodząc wyżej na ściance.
     - Silne grono - dyszy Chester.
     Clarisse jednak już się nie odzywa. Pamięta, że nie może pokazać jak dobra jest w łażeniu po wysokościach. Schodzą w dół i kierują się do stanowiska z kamuflażem.
     Haymitch i Effie codziennie przy śniadaniu i kolacji wypytują ich o wszystko, dosłownie. Co robili, kto ich obserwował, kogo uznają za największe zagrożenie. Obydwoje chcą jak najlepiej wyszkolić podopiecznych. Nawet odpuścili sobie swoje kłótnie, które bawiły dziewczynkę. Sugerują, a nawet bardziej rozkazują, co powinni robić, a czego nie. Irytuje to obu trybutów do tego stopnia, że trzeciego ranka przy śniadaniu Chester po prostu wychodzi z jadani. nie chce słuchać już czyiś rozkazów, bo i tak przecież zrobi tak jak będzie chciał.
     Trzeciego dnia po lunchu trybuci przechodzą do małego pomieszczenia z dwiema długimi ławkami z metalu. Następnie zostają wywoływani na pokazy indywidualne. Od Dystryktu Pierwszego do Dwunastego, najpierw chłopak, potem dziewczyna. Clarisse jest ostatnia. Pomieszczenie pustoszeje, a dziewczynka nadal nie ma pojęcia co pokazać. Jeżeli porzuca nożami lub poskacze na wysokościach to istnieje możliwość na dostanie wysokiej oceny. Przyciągnie to sponsorów, ale również zwróci uwagę przeciwników. Dlatego zaczyna się zastanawiać, żeby pokazać coś w czym nie jest specjalnie dobra. Tylko co?
     Chester przyciska do siebie drobne ciało dwunastolatki, kiedy wywołana zostaje dziewczyna z Jedenastego Dystryktu. Pociera swoimi dłońmi o jej plecy i ramiona. Chce ją w ten sposób pocieszyć i dodać odwagi, ale to nic nie daje. Clarisse robi głęboki wdech, gdy pada nazwisko Higgins. Chłopak wstaje.
     - Oszołom ich - mówi na odchodne i znika za metalowymi drzwiami.
     Kolejne piętnaście minut poświęca na przemyśleniu co pokazać. Postanawia, że chce uzyskać średni wynik. Nie za wysoki, żeby nie zwrócić na siebie uwagi zawodowców, ale też nie za niski, żeby mogła zainteresować sponsorów. W końcu wstaje, prostuje plecy i rusza do sali treningowej. Patrzy na organizatorów, którzy w większości mają już dość. Widzieli już dwudziestu trzech uczestników igrzysk. 
     - Clarisse Rove. Dystrykt Dwunasty - odzywa się jakiś mechaniczny głos, dzięki czemu wszyscy zwracają uwagę na jej drobną sylwetkę.
     Każdy z nich jest zainteresowany tym co pokaże Węglowa Dziewczynka, bo tak została nazwana przez kapitolińskich mieszkańców. Pokochali ją podczas Parady Trybutów i z niecierpliwością chcą zobaczyć na co ją stać. Niestety ona ma inne plany. Nie zobaczą niczego nadzwyczajnego. Nie chce się stać celem numer jeden.
     Podchodzi do stanowiska łuczniczego. Bierze do ręki dokładnie ten sam łuk, na którym ćwiczyła. Czarne strzały ułożono na metalowym stojaku. Dziewczynka bierze pierwszą z nich i nakłada na cięciwę. Celuje w tarczę. W ostatniej chwili przypomina sobie, żeby nie celować w sam środek. W rezultacie trafia na obrzeża. Strzela jeszcze dwa razy, znacznie bliżej środka. Następne trzy strzały trafiają w bark, brzuch i udo białej kukły.
     Nie ma zamiaru brać działu w grze Kapitolu, dlatego odkłada broń na swoje miejsce. Nie patrząc na organizatorów rusza ku wyjściu bez ich pozwolenia. Wie, że nie wyciągną żadnych konsekwencji z jej poczynań, ponieważ i tak już za jakiś czas może leżeć martwa gdzieś na arenie. 
     Wysiada z windy na ostatnim piętrze i od razu idzie do swojego pokoju nie przejmując się zdziwionymi minami i nawoływaniem innych. Zamyka drzwi i nie pozwala nikomu wejść do środka, gdy słyszy pukanie do drzwi. Rzuca się na łóżko. Teraz dochodzi do niej, że zniewaga organizatorów może nie była najlepszym pomysłem. Dlaczego wcześniej tego głębiej nie przemyślała? Teraz zniechęci nawet zagorzałych zwolenników Węglowej Dziewczynki. 


No i jest siódmy!
I niestety znowu była dłuższa przerwa :( Jestem tym typem człowieka, który nie potrafi zorganizować sobie czasu. W szkole poszaleli z nauką, a to w połączeniu z moim życiem poza blogiem równa się mało czasu na bloga. A ja potrzebuję jakiejś godziny, może ciut więcej czasem na przepisanie całego rozdziału. Niestety nie mogę zrobić kopiuj i wklej, bo wtedy wizualnie nic mi nie pasuje. Czcionka się psuje, a o akapitach już nie wspomnę. 
Tak więc postaram się poprawić, już któryś raz, i dodawać regularnie w weekendy rozdziały.
W komentarzach piszcie co sądzicie :)
Miłego dnia i do następnego :)

Obserwatorzy