niedziela, 12 marca 2017

- 19 -

     Nie czuje bólu. Nie czuje emocjonalnej walki wewnątrz siebie. Nie czuje wokół siebie wody. Zupełnie nic nie czuje. Nie wie co takiego się wydarzyło. Jej umysł nie jest jeszcze na tyle wybudzony, żeby normalnie funkcjonować. Nie wie, gdzie jest, ale jedno wie na pewno - nie umarła. Nadal oddycha, nadal żyje. Po kilku, a może nawet kilkudziesięciu, minutach powoli dochodzi do siebie. Słyszy równy oddech, potrzebuje chwili na uświadomienie sobie, że należy on do niej. Nie licząc tego panuje cisza. Ostrożnie porusza palcami rąk przygotowując się na szczypanie, lecz nic takiego się nie dzieje. Boi się otworzyć oczy. Bierze głęboki wdech i zbiera się na odwagę. Początkowo obraz jest zamazany, ale po chwili jej wzrok się wyostrza. Sufit pokoju jest w całości wykonany z kwadratowych lamp, które dają przygaszone światło. Dzięki nim Clarisse pojmuje, że jest w sterylnie białym pomieszczeniu bez żadnych okien i drzwi. nic prócz łóżka, na którym leży. wodzi zdezorientowanym wzrokiem po pokoju. Nagle dochodzi do niej to, co się wydarzyło.
     Dożynki.
     Pobyt w Kapitolu.
     Otwarcie Głodowych Igrzysk.
     Treningi.
     Rzeź przy Rogu Obfitości.
     Drzewa-zabójcy.
     Spotkanie z ogromnymi wilkami.
     Przyjaźń ze zmiechami.
     Odnalezienie Chestera.
     Bitwa, w której umiera przyjaciel.
     Jej nóż wbijający się w głowę chłopaka z Jedynki.
     Rozpacz i ból.
     Ucieczka przed pożarem.
     Wybuch i rwący ból.
     Chłopak o kamiennej twarzy.
     Lśniący oszczep lecący wprost na nią.
     Czarny zmiech atakujący chłopaka.
     Brązowy wilk przed nią.
     Spada w dół.
     Woda.
     A potem nastaje ciemność.
    Uratował mnie, myśli Clarisse biegną coraz szybciej, Gdyby nie on, byłabym martwa. Uratował mnie.
     W jej oczach pojawiają się łzy. Oddech staje się szybszy i płytszy. Zaczyna szlochać. Nie potrafi tego zatrzymać. Tak dużo się wydarzyło w ciągu kilku dni. Dostała przyjaźń od Chestera i zmiechów, ale ich straciła. Cała czwórka nie żyje. Ona też nie jest bez winy. Zabiła, Jest mordercą. Jest dwunastoletnią morderczynią.
     Czuje ból w klatce piersiowej. Serce zaczyna zwiększać liczbę uderzeń. Ciało drży. Nie dobrze jej. Oddech przyśpiesza jeszcze bardziej. Robi jej się duszno i za gorąco. Zaczyna się pocić. łzy nie chcą przestać lecieć, a ona nie może nabrać tchu. Udusi się. Nie może teraz umrzeć. Przecież obiecała Chesterowi, że zrobi wszystko, żeby przeżyć. Czuje jakby to wszystko nie działo się naprawdę. Coś jest nie tak, i to bardzo nie tak.
     Do pomieszczenia nagle wpada dwójka mężczyzn w sterylnie białych ubraniach. Wbiegają prostokątnym otworem w ścianie, którego jeszcze sekundę temu nie było. Oboje materializują się tuż obok łóżka dziewczynki, która patrzy na nich z przerażeniem w odach. Jeden z nich. brunet, coś do niej mówi, ale nie ma pojęcia o co mu chodzi. Po paru próbach skontaktowania się z Clarisse odpuszcza. Mówi coś do drugiego mężczyzny, który natychmiast wybiega z pokoju. Brunet dotyka jej czoła przez cały czas poruszający ustami, zapewne chcąc ją uspokoić. Nie przynosi to zamierzonych rezultatów, a wręcz odwrotne. Ucieka od jego dotyku. Dziewczynka czuje mrowienie w nogach i rękach. Serce wali tak mocno, że zwiększa ból w klatce. Oczy mężczyzny rozszerzają się, jakby nie dowierzając co się dzieje. Odwraca na chwilę twarz do miejsca, gdzie znikł jego kompan i coś krzyczy. Do Clarisse dochodzi tylko przytłumiony dźwięk jego głosu. Nadal płacze próbując złapać oddech, ale bez skutku. Wydaje jej się, że jest coraz gorzej. Nagle pojawia się drugi mężczyzna z czymś w dłoni. Brunet utrzymuje głowę dziewczynki odsłaniając lewy bok szyi. Człowiek, który dopiero co wrócił, wbija długą igłę w widoczną żyłę. Kilka sekund potem ciało dziewczynki uspokaja się. Nie czuje bólu, a serce zwalnia. Opada ze wszystkich sił. Oczy same jej się zamykają. Znowu widzi tylko czerń.
     Kiedy się budzi, boi się otworzyć oczy. To, co wydarzyło się poprzednim razem przeraża ja. Pomimo strachu jaki panuje w jej głowie, ciało jest niezwykle spokojne. Jakby należało do jakiejś innej osoby. Jakby jej ciało nie łączyło się z myślami. Ale tak nie jest. To ten środek, który krąży w jej żyłach to powoduje. Ponownie uderzają ją wspomnienia z areny. Ma ochotę rozpłakać się i zasnąć na wieki.
     Nie mogę. Obiecałam, determinacja obejmuje ją całą.
     Otwiera oczy.
     Ponownie widzi ten sam sufit. Jest w tym samym pokoju. Zaczyna się poruszać. Najpierw rękoma, potem nogami. Gdy chce się podnieść coś jej w tym przeszkadza. Przekrzywia się lekko, żeby zobaczyć co to jest. Metalowy łuk luźno oplata jej talię. Marszczy brwi. Unosi obie ręce i podsuwa je bliżej twarzy. Są czyste i pozbawione wszelkich ran i blizn. Paznokcie opiłowane do stanu idealnego. Z prawego ramienia wystają trzy rurki, każda innego koloru. Niebieska, żółta i czerwona. Clarisse widzi jak coś w dwóch z nich płynie prosto do jej ciała. Nie chce wiedzieć co to dokładnie jest. W pomieszczeniu rozbrzmiewa głuche szuranie. W jednej ze ścian pojawia się prostokątny otwór, przez który wchodzi blondynka ubrana na biało z błękitnymi akcentami ze srebrną tacą w rękach. Podchodzi do dziewczynki wolnym krokiem, postawia na jej udach tacę z jedzeniem i przyciska jakiś guzik z boku łóżka. Materac zgina się i powstaje fotel. Clarisse przełyka ślinę, oblizuje suche usta. 
     - Gdzie jestem? - jej głos jest słaby i zachrypnięty.
     Dziewczyna nic nie odpowiada, uśmiecha się tylko smutno. w jej oczach widzi współczucie co niepokoi dziewczynkę. Blondynka odwraca się i wychodzi przez prostokąt, który znika, gdy biała płyta zasuwa się. Clarisse jeszcze przez chwilę patrzy w to miejsce. Potrzebuje prawie minuty na uzmysłowienie sobie, że dziewczyna jest awoksą. dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała. Odpowiedź jest prosta. Była zbyt zdezorientowana sytuacją, żeby uświadomić sobie, że z powrotem znajduje się w Kapitolu. Te śnieżnobiałe ściany, pokój bez drzwi i okien, ludzie ubrani na biało, przedziwne rurki wystające z jej ręki. A może tylko jej się to śni? Nie, na pewno nie.
     Brzuch przypomina o swoim istnieniu.
  Dziewczynka kieruje swój wzrok na tacę. Miseczka rosołu, starta marchewka na talerzyku i szklanka wody. Krzywi się na ten widok. Nie wie jak długo tu leży, ale jest bardzo głodna. Nie zastanawia się długo, naczynia po chwili są już puste. Czuje się pełna. Żołądek skurczył jej się jeszcze bardziej, jeżeli to w ogóle możliwe. Przed trafieniem na arene nie jadła za dużo, ale najwyraźniej musi tu leżeć od tygodnia. Nagle uświadamia sobie przerażającą prawdę. Zaczyna zadawać sobie pytania.
     Będę mogła wrócić do domu? Pozwolą mi? Jak to możliwe, że przed wodą nie było pola magnetycznego? Przecież powinnam się od niego odbić, a nie wpaść do wody. Czy to się wydarzyło naprawdę? A może to tylko jakiś głupi sen?, na żadne nie zna odpowiedzi.
     Chce dowiedzieć się jak najwięcej, teraz. Ale co ma zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę. Może rzucić tacą, ale wtedy zapewne przyjdzie ta blondynka. Ona nic jej nie powie, przecież nie może mówić. A to wszystko wina Kapitolu, który odciął jej język. To nie jest w porządku i na pewno nie jest normalne. Nikt nie powinien mieć prawa w taki sposób karać innych. To nie ludzkie. Ale w sumie zmuszanie dzieciaków do mordowania także nie jest w porządku. Nikt w stolicy jednak się tym nie zamartwia. Rodzice z Pierwszego, Drugiego i Czwartego Dystryktu z pewnościom zachęcają swoje dzieci do zgłaszania się na ochotników.
     Niedługo potem blondynka przychodzi ponownie. Naciska przycisk, fotel ponownie zamienia się w łóżko. Zabiera tace i wychodzi. Clarisse zostaje sama ze swoimi myślami. jednak nie dane jest jej pojąc o co chodzi, bo kilka sekund później w czerwonej rurce pojawia się jakaś ciecz, która wpływa do żył dziewczynki. Jej powieki zaczynają robić się coraz cięższe. Clarisse nie ma siły walczyć, szybko zasypia.
     Sytuacja z jedzeniem powtarza się jeszcze kilka razy. Zawsze po zjedzeniu wszystkiego jest na siłę usypiana. Nie wie ile czasu minęło.
     Kiedy budzi się po siódmym posiłku, o ile dobrze liczy, wokół jej talii nie ma żadnego metalowego łuku, a w ręce żadnych kolorowych rurek. Zdziwiona ostrożnie siada. Dopiero teraz uświadamia sobie, że przez cały czas była ubrana jedynie w cienką koszulę sięgającą do kolan z krótkim rękawem. Pozwala, aby jej stopy przez kilka minut swobodnie wisiały nad podłogą. Bierze głęboki wdech i ostrożnie kładzie nogi na zimnej powierzchni. Patrzy ponownie na łóżko, gdzie leżą nowe ubrania złożone w idealne kostki. Clarisse sięga po nie i ogląda. Luźna sukienka, baleriny oraz bielizna. Wszystko w kolorze czystej bieli. Dziewczynka krzywi się, kiedy przypomina sobie, że jest to kolor, który zawsze ma na sobie prezydent Snow. Zaciska szczękę, naciąga na siebie ubrania. Odwraca się w kierunku, gdzie pojawiał się otwór i idzie w tamtą stronę. Bada powłokę dłońmi. Nagle kawałek ściany odsuwa się tworząc dla niej przejście. Serce wybija szybki rytm, a w ustach robi jej się sucho. Boi się, ale nie cofa się ani o krok. Bierze głęboki wdech, przechodzi przez prostokątny otwór.


     Jest to przed ostatni rozdział tej części ;)
    Od początku planowałam dwie części tylko dlatego, że sama nie lubię jak opowiadanie ma za dużo rozdziałów. A gdy jest podzielone na części to już inaczej w ogóle wygląda ;)
     Jak podoba Wam się nowy szablon? Bo jak dla mnie jest cudny ;) Uwielbiam go ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy