Rankiem budzi ją głód. Bezszelestnie podnosi się i rozgląda po okolicy. Nie zauważa niczego podejrzanego, dlatego sięga po plecak i go rozpina. Ze środka wyciąga paczkę krakersów, od razu bierze się do jedzenia. Po chwili wahania postanawia zjeść drugą paczkę suszonych owoców i popija to wodą. W myślach tworzy listę rzeczy do zrobienia na dzisiejszy dzień.
Po pierwsze: odnaleźć Chestera.
Po drugie: znaleźć jakaś kryjówkę, gdzie oboje będą bezpieczni.
Po trzecie: nazbierać trochę owoców leśnych.
Po czwarte, ale nie mniej ważne: nie dać się zabić.
Upewnia się że nikogo nie ma w pobliżu i wychodzi ze swojej kryjówki. Wraca do strumyka, żeby napełnić butelkę, którą częściowo opróżniła. Nie może przewidzieć, kiedy będzie miała kolejną okazję na odnalezienie źródła wody. Cicho zaczyna iść w stronę, z której wczoraj wydobył się ryk zwierząt. Nie może iść w przeciwną, ponieważ dojdzie skąd przyszła, a nie o to chodzi. Musi znaleźć Chestera.
Ostrożnie stawia nogi zachowując pełną czujność. Jeżeli zmiechy nadal są na wolności to będzie musiała bardzo szybko reagować. Po drodze zatrzymuje się dwa razy przy krzewach jagód i malin. Zawija je w skarpety i chowa do plecaka. Utrzymuje równy rytm przemieszczania się, żeby za bardzo się nie męczyć. Szuka jakichkolwiek oznak po człowieku. W końcu napotyka na zgaszone ognisko. Rozgląda się natychmiast wokół. Nikogo nie ma. Dopiero po chwili zauważa kałużę krwi niedaleko stosiku przypalonego drewna. Nieświadomie zaciąga się powietrzem, które zatrzymuje na chwilę w płucach. Po otrząśnięciu się z szoku zaczyna rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu czegoś przydatnego, ale niczego nie zauważa. Z pewnością zawodowcy znaleźli to miejsce szybciej od niej, może nawet zabili tego, kto rozpalił ognisko.
Rusza w dalsza wędrówkę, Po jakiś dwóch godzinach wchodzi do strefy, gdzie drzewa robią się znacznie potężniejsze. Z jednej strony to dobrze, bo łatwiej schować się za pniem. Ale jeżeli okaże się, że ta strefa także się rusza to już po niej.
Clarisse wychodzi zza drzewa, które znajduje się na szczycie wzgórza pod które przed chwilą wchodziła i zamiera w miejscu. Szybko przykłada sobie obie dłonie do ust, żeby nie wydobyć nawet najmniejszego dźwięku. Mało brakuje, a zraniłaby się nożem. Czuje nieprzyjemny ucisk w gardle. Robi jej się słabo, dlatego opiera się o pobliski konar drzewa. Głos w jej głowie krzyczy na nią, że powinna wynosić się stąd jak najdalej, ale nie potrafi się ruszyć. W jej oczach pojawiają się łzy, gdy patrzy jak trzy ogromne wilki rozszarpują trybuta.
Clarisse wychodzi zza drzewa, które znajduje się na szczycie wzgórza pod które przed chwilą wchodziła i zamiera w miejscu. Szybko przykłada sobie obie dłonie do ust, żeby nie wydobyć nawet najmniejszego dźwięku. Mało brakuje, a zraniłaby się nożem. Czuje nieprzyjemny ucisk w gardle. Robi jej się słabo, dlatego opiera się o pobliski konar drzewa. Głos w jej głowie krzyczy na nią, że powinna wynosić się stąd jak najdalej, ale nie potrafi się ruszyć. W jej oczach pojawiają się łzy, gdy patrzy jak trzy ogromne wilki rozszarpują trybuta.
Rozbrzmiewa wystrzał z armaty, który wybudza dziewczynkę z transu. Cofa się o krok przez cały czas patrząc na zmieszańce, a pod ciężarem jej stopy łamie się gałązka. Zmutowane zwierzęta natychmiast odwracają łby w stronę nowej ofiary. Ręce Clarisse opadają wzdłuż ciała, usta pozostają delikatnie otwarte, a w oczach widać wyłącznie strach. Cofa się powoli, gdy wilki zaczynają stawiać kroki ku niej warcząc groźnie. Z jej gardła wydobywa się krzyk, gdy traci grunt pod nogami i zaczyna się turlać po wzgórzu. Czuje jak jej skóra jest raniona o wystające korzenie i drobne gałęzie krzewów. Gdzieś dalej do uszu dobiegają ją ciężkie oddechy drapieżników.
Umrę. Zginę przez kły zmutowanych wilków, rozpacza w duchu nadal turlając się w dół.
W końcu zatrzymuje się i potrzebuje tylko paru sekund, żeby wstać i zacząć uciekać. Biegnie znowu kulejąc, ale ból nie jest teraz najważniejszy. Przez adrenalinę nawet go nie czuje. Pole widzenia rozmazuje jej się przez łzy. Odbija się o jakieś młode drzewo, ale nie zaprzestaje biegu. Słyszy zwierzęta tuż za sobą. Nie da rady im uciec. Są za szybkie.
Potyka się o wystający korzeń i upada niedaleko wysokiego drzewa. Nie ma siły się podnieść. Odwraca się w stronę przerażającego warczenia. Ogromne wilki powoli stawiają duże łapy na ściółce leśnej. Łby mają delikatnie pochylone w dół, a ostre kły na wierzchu.
To koniec. Przepraszam, Magde. Przepraszam, Cass. Przepraszam, Chester. Przepraszam, Tatia. Przepraszam, Haymitch. Przepraszam, Effie. Przykro mi, że was zawiodłam, łzy zaczynają ściekać intensywnie po twarzy.
Cofa się dopóki jej plecy nie dotykają szorstkiej kory. Nie ma już dla niej ratunku. Pozostało jedynie pogodzenie się z rzeczywistością.
- Proszę, zróbcie to szybko - szlocha patrząc na zbliżających się katów. - Proszę.
Wilki przystają chowając kły. Parzą na dziewczynkę jakby były zaciekawione je słowami. Clarisse dławi się łzami oraz powietrzem. Przez cały czas prosi, a właściwie błaga, zmutowane zwierzęta o szybką śmierć. Wie, że nie może prosić o łaskę, bo to niemożliwe. Może błagać tylko o szybsze załatwienie sprawy. Mimowolnie napiera jeszcze bardziej na drzewo, kiedy największe ze zwierząt podchodzi do niej spokojnym, ostrożnym krokiem. Czekoladowe oczy skanują dokładnie jej zapłakaną twarz, jakby chciały ją ocenić. Urwany oddech wydobywa się z ust Clarisse. Nie potrafi się opanować, ale patrzy w oczy zwierzęciu. Przez chwile ma wrażenie, że widzi w wilku coś oprócz żądzy krwi. Nie myli się, choć nie jest tego świadoma. Oczy dziewczynki rozszerzają się do granic możliwości, gdy wilk zaczyna się cofać i staje pomiędzy dwoma kompanami. Zdziwiona wpatruje się w nieruchome zwierzęta.
Pierwsza myśl jaka ją nachodzi to fakt, że organizatorzy musieli stwierdzić, że nie chcą pokazywać śmierci dwunastoletniej dziewczynki brutalnie rozszarpanej przez zmieszańce. Jednak po chwili uświadamia sobie, że nad zmiechami nie da się w jakikolwiek sposób zapanować. Więc co dzieje się właśnie w tej chwili?
Clarisse niepewnie wstaje na drżące nogi opierając się o drzewo. Czuje przeszywając ból w prawej kostce, na odcinku lędźwiowym pleców oraz w barkach. Niezrozumiałym wzrokiem patrzy na trzy członową watahę wilków, które najwyraźniej nie zamierzają jej zabijać.
Może to kolejna sztuczka organizatorów? Dają mi teraz złudną nadzieję na życie, ale za chwilę umrę i tak, myśli przełykając gule w gardle.
- Nie chcecie mnie zabijać? - zwraca się do wilków łamliwym głosem.
Największy, który najwyraźniej jest alfą, kiwa przecząco łbem. Usta dziewczynki otwierają się szerzej ze zdziwienia, że uzyskuje odpowiedź. Od lat mieszkańcy Panem uznają zmiechy za genetycznie zmodyfikowane potwory bez uczuć. Jaka jest prawda? Clarisse zaczyna podejrzewać, że t Kapitol wmawia społeczeństwu brednie. Wymyślona historyjka po to, żeby nikt nigdy nie próbował udomowić zmiecha.
Wilki wpatrują się w dziewczynkę przez krótką chwilę, a następnie zaczynają odchodzić w swoją prawą stronę. Zszokowana dziewczynka nie potrafi ruszyć się z miejsca, chociaż głos uwięziony gdzieś głęboko mówi jej, że musi znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Jednak ona jak zaczarowana wpatruje się w alfę, który zatrzymuje się na parę sekund, żeby na nią spojrzeć, a później znika pomiędzy drzewami.
Oszołomiona z uchylonymi ustami wpatruje się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęły zmieszańce. Nie rozumie, dlaczego wilki jej nie zabiły. Jaki jest tego sens? Czyżby organizatorzy postanowili uśmiercić ją w inny sposób? Tylko jaki? Clarisse ma wrażenie, że będzie on dużo bardziej bolesny niż rozszarpanie przez zmiechy.
Pewnie odpycha się od kory i zaczyna wdrapywać się na szczyt wzgórza. Kuleje bardziej niż wcześniej. Próbuje skupić się na celu, odnalezieniu Chestera, żeby zminimalizować ból w kostce. Wie, że powinna się gdzieś ukryć i błagać w myślach, żeby Haymitch przysłał jej jakąś maść, ale nie ma na to czasu. Musi odnaleźć przyjaciela, i to za wszelką cenę. Po drodze pochyla się, żeby zabrać nóż, który upuściła turlając się po wzgórzu.
Kiedy dociera do miejsca, gdzie znajdowało się ciało trybuta zamiera na chwilę wstrzymując oddech. Kiwa szybko głową, żeby odpędzić obrzydliwe obrazy z myśli. Rusza w dalszą drogę. Musi być teraz jeszcze bardziej czujna, zaciska palce mocniej na rękojeści noża. Nieruchomieje, gdy rozbrzmiewają krzyki oraz wycie wilków. Jej oddech przyśpiesz, kiedy uświadamia sobie, że odgłosy dobiegają z niedaleka. Już ma ruszyć w przeciwną stronę, ale zatrzymuje ją wycie wilka, a dokładniej wycie przepełnione bólem. Głos w głowie krzyczy na nią, że powinna wynosić się jak najdalej od tego miejsca, ale nie może. Zwierzęta ulitowały się na nią.
Głupia! Zabieraj się stąd! Teraz!, krzyczy na nią głos rozsądku, gdy dziewczyna zaczyna nieporadnie truchtać w stronę odgłosów walki.
Biegnie jak najszybciej może. Ma ochotę uciszyć krzyczący na nią głos, ale nie ma pojęcia jak. Stara się go ignorować, tak samo jak przeszywający ból.
Już niedaleko. Jeszcze tylko trochę. Dasz radę, Cli, mówi do siebie.
Przywiera do pnia drzewa. Niepewnie wychyla się zza niego i patrzy na rozwój całej sytuacji. Trzy ogromne wilki walczą z chłopakiem z Drugiego Dystryktu. Clarisse poznaje go od razu po jego umięśnionej budowie oraz blond włosach. Od kostek po brodę jest ubrany w złotą zbroję. W jednej dłoni trzyma złoty oszczep, którym odpędza wilki, raniąc je, a w drugiej nóż, którym próbuje zadawać śmiertelne ciosy. Chłopak nie daje za wygraną. Dziewczynka zdaje sobie sprawę, że można go zabić tylko po przez trafienie go w głowę.
Zaciska palce jak najmocniej na rękojeści broni. Chciałaby pomóc wilkom, ale nie odważy się na rzucenie nożem. Jest im wdzięczna za darowanie jej życia i pragnie spłacić dług. Jednak nie zabije nikogo. Nie chce tego robić.
Bierze głęboki wdech. Z pyska jednego ze zwierząt wydobywa się żałosne wycie. Widzi jak wilk zaczyna tarzać się po ziemi, a z jego tylnej łapy wystaje wbity oszczep. Nagle rozbrzmiewa głośny ryk. Brązowe wilczysko rzuca się na chłopaka wgryzając się w jego szyję. Rozbrzmiewa wystrzał z armaty.
Koniec walki. Kolejny trybut zginął na arenie.
Kilkanaście sekund później czekoladowe oczy zwierzęcia patrzą wprost na nią. Clarisse wstrzymuje oddech. Źle zrobiła przychodząc tutaj. Zwierzęta z pewnością nie darują jej życia ponownie. Największe z nich zaczyna iść w jej kierunku. Dziewczynka nie może się ruszyć. Czuje jakby wszystkie jej mięśnie zamarzły.
Bierze głęboki wdech. Z pyska jednego ze zwierząt wydobywa się żałosne wycie. Widzi jak wilk zaczyna tarzać się po ziemi, a z jego tylnej łapy wystaje wbity oszczep. Nagle rozbrzmiewa głośny ryk. Brązowe wilczysko rzuca się na chłopaka wgryzając się w jego szyję. Rozbrzmiewa wystrzał z armaty.
Koniec walki. Kolejny trybut zginął na arenie.
Kilkanaście sekund później czekoladowe oczy zwierzęcia patrzą wprost na nią. Clarisse wstrzymuje oddech. Źle zrobiła przychodząc tutaj. Zwierzęta z pewnością nie darują jej życia ponownie. Największe z nich zaczyna iść w jej kierunku. Dziewczynka nie może się ruszyć. Czuje jakby wszystkie jej mięśnie zamarzły.
♣
Dwunasty! :)
Znowu mnie nie było trochę czasu :( Myślałam, że ten rozdział pojawi się jeszcze przez świętami i wtedy złożę Wam, moim czytelnikom, życzenia, ale jednak za mało czasu :( Tak więc mam nadzieję, że mieliście magiczne święta spędzone w gronie najbliższych, nieco prezentów i słodkości, a także przebojowego Sylwestra i wesoły Nowy Rok :) Wszystkiego dobrego dla Was w 2016!
A wracając do historii to pewnie niektórzy z Was myślą sobie jak w takim momencie mogę kończyć rozdział. Staram się także trochę zachęcić do dalszego czytania. Może niezbyt wyszukany sposób, ale zawsze jakiś ;)
Pozdrawiam i do następnego ;)